Rysy to najwyższy szczyt w Polsce. Wznosi się na wysokość 2499 m n.p.m. (wierzchołek Polski),
natomiast najwyższy wierzchołek (słowacki) na wysokość 2503 m n.p.m. Trzeci wierzchołek leży także po stronie słowackiej, jest najniższy – 2473 m n.p.m. Nazwa szczytu pochodzi zapewne od
charakterystycznej rysy (żlebu) przecinającej wierzchołek. Szczyt ten jest najwyższym w Tatrach, na który
prowadzi szlak turystyczny. Rysy należą do Korony Gór Polski, Korony Tatr oraz
Korony Europy. Już od dłuższego czasu moim celem i marzeniem było wejść właśnie na ten szczyt.
Teraz udało mi się zrealizować mój plan.
Szlak: czerwony
Cel: Rysy
Na Rysy można dostać się w dwojaki sposób: albo szlakiem
czerwonym od Morskiego Oka, albo szlakiem o tym samym kolorze jednak
prowadzącym od strony słowackiej przez przełęcz Waga.
Jako że na czas pobytu w Tatrach byłam zameldowana w zakopiańskim pensjonacie,
wybrałam opcję z Palenicy Białczańskiej przez Morskie Oko (1395 m n.p.m.), Czarny Staw (1580 m n.p.m.) oraz Bulę pod Rysami (2054 m n.p.m.).
Wyruszyliśmy rankiem, powiedziałabym że stosunkowo późno, bo
ok. 6.40 z Palenicy. Jednak udało nam się podgonić czas na asfaltowej ścieżce,
której szczerze nie lubimy i nie cierpimy. Jest po prostu nudna i dłuży się
niemiłosiernie. Tak więc zamiast przepisowych 2h 20minut, nad Morskie Oko
doszliśmy w 1,5h. Opłacało się być zaraz po 8 w rejonie schroniska – wszystko było
takie świeże i wolne od turystów, którzy w późniejszych godzinach odwiedzają to
miejsce tak samo licznie jak zakopiańskie Krupówki. Zdecydowaliśmy się jednak
zrobić dłuższy odpoczynek przy Czarnym Stawie, gdzie panował jeszcze większy
spokój, a góry były jakby bliżej …
Stamtąd już czerwonym szlakiem – kierunek Rysy. Początkowo
obchodzimy Czarny Staw – od tej ‘drugiej’ strony wygląda o niebo lepiej! Potem
ścieżka zaczyna już wić się zygzakiem w górę. Jest dobrze oznakowana, prowadzi po
dość wysokich kamieniach, momentami dosyć wyślizganych (co dało się odczuć
szczególnie przy późniejszym zejściu).
Do Buli pod Rysami, która znajduje się mniej więcej w połowie drogi,
szlak jest zacieniony, dopiero potem idzie się w słońcu, a raczej pod słońce,
które nie raz utrudnia widoczność szlaku i przygrzewa zanadto w głowę.
Od Buli pod Rysami powoli zaczynają się zatory – no cóż,
jest słoneczny sobotni poranek, środek długiego weekendu – na Rysy ciągną tłumy
ludzi. Zaczynają się sztuczne ułatwienia – łańcuchy. Na początku jest ich niewiele, lecz pod koniec są one dosyć
gęsto rozmieszczone. Ułatwiają przejście cięższych fragmentów, jednak powodują
też zatory (szczególnie podczas schodzenia – trzeba minąć się z osobami
wchodzącymi na szczyt, co bywa kłopotliwe). Najcięższy jest ostatni fragment, tuż przed
samym szczytem, kiedy wchodzimy na grań. Tam tworzą się już ogromne kolejki i
trzeba wystać swoje zanim zdobędzie się upragniony szczyt i do tego pokonać wąską półkę skalną (ubezpieczoną łańcuchem).