Marzy mi się długa podróż na stopa. I kiedyś na pewno to
marzenie zrealizuje. Póki co postawiłam dopiero pierwszy kroczek do celu. W
czasie pobytu w Taize udało mi się namówić dziewczyny, żebyśmy zastopowały do
Cluny. Na szczęście nie dały się długo prosić. Tak więc miałyśmy już plan na
wolne popołudnie. Bez problemu znalazłyśmy karton, pożyczyłyśmy markera i raz
dwa napisałyśmy CLUNY. Następnie tup, tup, zaczęłyśmy schodzić do głównej
ulicy, skąd chciałyśmy zacząć naszą przygodę. Przed nami szła grupka znajomych
Polaków, którzy… także mieli zamiar stopować do Cluny. Już przed dojściem do
głównej ulicy mijały nas samochody, więc nie próżnowałyśmy i kciuki poszły w
ruch. I tak udało nam się załapać na transport. Miły pan z córką (obydwoje z
Afryki) podwieźli nas do samego centrum miasteczka.
Wcześniej już raz byłam w Cluny, mniej więcej znałam więc
miasteczko. Nasz czas był troszeczkę ograniczony, jednak wystarczająco długi by
pozwolić sobie na spacer wśród ceglanych budynków oraz głównej promenady.
Miałam ochotę na prawdziwego francuskiego croissanta, którego zdołałam sobie
zamówić po francusku (po roku nauki tego języka :D ohh, jakaż byłam z siebie
dumna!), dziewczyny z kolei wolały coś na ochłodę, czyli lody. Wybór lokalu był
dosyć prosty, bo gdy tylko usłyszałyśmy zza rogu brzmienie harfy, od razu podążyłyśmy
za słyszanymi nutami. Oj, długo tam
mogłybyśmy siedzieć wsłuchując się w piękną melodię graną przez pewnego
Francuza. Uwielbiam brzmienie harfy. Takie delikatne i subtelne …
Podczas przerwy w graniu, podeszłyśmy do sympatycznego
muzyka i wyraziłyśmy swoje uznanie. Zaprosił nas na swój koncert, lecz
oczywistym było, że raczej nie będziemy miały możliwości, żeby się tam stawić.
A szkoda. Choć i tak, koncerty to nie to samo co uliczne brzmienie… Jestem szczerą zwolenniczką tego
ostatniego. :)
Kawiarenka, która czarowała nie tylko muzyką, ale i
kolorowymi krzesłami, znajdowała się tuż w pobliżu opactwa. Opactwo w Cluny zostało założone już w
910r. w celu zreformowania życia zakonnego. I tak Cluny stało się ośrodkiem
reform klasztornych. Na przełomie XI/XII w. wzniesiono tam romańską bazylikę. Do
czasu zbudowania Bazyliki Św. Piotra w Rzymie, ta w Cluny była największa w
Europie. Na początku XIX w. opactwo zostało prawie w całości zburzone. Zachowały
się tylko nieliczne jego elementy. Dzisiaj
część opactwa została zrekonstruowana i jest udostępniona dla ruchu
turystycznego.
Sposób na powrót do wioski nie mógł być inny jak autostop. I
tym razem, nie czekałyśmy dłużej niż 2 minuty, a uprzejme starsze małżeństwo z Ameryki
podwiozło nas do Taize, opowiadając nam przy tym swoje historie związane z tym
miejscem. I tak oto, pierwszy krok w stronę spełniania kolejnych marzeń został
postawiony. Teraz pora na większe wyzwania! :)
Oglądam z przyjemnością. Chciałabym... bardzo.
OdpowiedzUsuńOd kilku dni mam na pulpicie w pracy Twoje słoneczniki z Taize :)
Cieszą mnie każdego ponurego poranka.
Hmm to pisałam ja, ale chyba przelogowana ;)
UsuńNawet nie wiesz, jak mi miło :)
UsuńSłoneczniki z Taize to bardzo skuteczny wspomagacz dobrego humoru! :)
Podziwiam na tego stopa :) Moim największym marzeniem 'hardcorem' jest podróż koleją transsyberyjską z Rosji przez Mongolię do Chin. I wierzę, że to sie kiedyś spełni ;)
OdpowiedzUsuńKolej Transsyberyjska to także i moje marzenie. I też liczę, że się spełni! :)
UsuńGratuluję odwagi! Sama chciałabym i boję się:)
OdpowiedzUsuńNie jest to aż tak straszne na tak krótkich odległościach. :)
UsuńTeż muszę się kiedyś odważyć na stopa. Jeszcze nigdy nie słyszałam brzmienia harfy na żywo. To musiało być niesamowite przeżycie :)
OdpowiedzUsuńStopa polecam, nowe doświadczenie i duża przygoda! :)
UsuńA w brzmieniu harfy się zakochałam...