O tym, jak to się stało, że znalazłam się na kursie
wspinaczki pisałam już wcześniej. Złe warunki atmosferyczne – zimno, mokro,
mgliście – przyczyniły się do decyzji o przerwaniu kursu i dokończeniu go w
innym terminie. I tym razem pogoda już dopisała. Było ciepło i słonecznie.
Radość ze wspinania tym większa! A jak miło było znowu się spotkać (tym razem w
większej grupie), porozmawiać i posłuchać ciekawych opowiadań i żartów
instruktora… :)
Pamiętam, gdy byłam pierwszy raz w Rudawach, wchodziliśmy
grzecznie schodkami na Sokolik, a tuż obok nas pewna grupka wspinała się na
tenże wierzchołek. Patrzyłam na nich z podziwem myśląc sobie ohh jak fajnie byłoby kiedyś też tak się
tutaj wspiąć… I nie ukrywam, że gdy przyszłam na kurs, po cichu liczyłam na
to, że może będziemy się wspinać na Sokolik. No i… udało się! Ostatniego dnia
kursu instruktor zabrał nas do stóp Sokolika Dużego, krótko opisał naszą drogę i raz dwa byliśmy gotowi do
wspinaczki. Marcin prowadził, ja uważnie się przyglądałam i szłam jako druga. W
połowie drogi zmieniliśmy tę kolejność. O
ile dobrze pamiętam nasza droga nazywała się Czołg – czwórkowa dwuwyciągówka.
Bardzo przyjemna i nieskomplikowana. Można? A można. Byłam przeszczęśliwa jak
dotarłam na górę (co zresztą potwierdza moja uchachana twarz na zdjęciu). I nie
dlatego, że pokonałam ciężką drogę, ale dlatego, że po prostu tam byłam.
A widoki ze szczytu – boskie! I ten wiatr we włosach … Wtedy poczułam się wolna
niczym ptak…!
Inna propozycja instruktora: Filarek Lamy. Ten piątkowy trad
poprowadził Marcin, a ja sobie powędkowałam. :D
Również i tym razem wspięliśmy się Kominkiem za Blokiem na
Zipserową Czubę. Było dużo śmiechu, a na górze powitanie ciepłą herbatą. Chwilo
trwaj! :)
PS. Czy wy też kochacie mój żółty kaszczor tak bardzo jak ja?
:D
I tak właśnie formalnie ukończyłam kurs wspinaczki. Niestety,
póki co nie bywam na ściance, niewiele też się wspinam. Choć bardzo lubię
kontakt ze skałą i nieraz będąc w Tatrach frajdą dla mnie były np. fragmenty Orlej
Perci, gdzie trzeba było użyć rąk, aby się podeprzeć. Zobaczymy jak to się wszystko
dalej potoczy… :)
Zdjęcia dzięki uprzejmości MegAnn - naszego niezastąpionego fotografa! :)
Bardzo fajne zdjęcia :) Sokolik zaliczony, to teraz pora na resztę rudawskich skałek. :)
OdpowiedzUsuńJasne! Na wszystko przyjdzie pora :)
UsuńIle ty masz w sobie energii i odwagi :) Gdybym już się odważyła wspiąć na górę, to jakoś by poszło, ale gorzej by było z zejściem. Chyba utknęłam bym na szczycie na wieki :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
He he :) Zejście akuratnie jest bardzo przyjemne, bo po prostu się zjeżdża na linie. Duża frajda! :D
UsuńBardzo ciekawe skały tam macie - z pewnością lepiej się po nich wspina niż po wyślizganych podkrakowskich. No i otoczenie jakie piękne... :)
OdpowiedzUsuńA żółty kask jest ekstra :D Powodzenia więc w dalszym rozwijaniu zdolności wspinaczkowych Ci życzę :)
Dziękuję! :)
UsuńNigdy się jeszcze nie wspinałam w tamtych rejonach, ale słyszałam, że tam jest ślisko. Rudawy są naprawdę piękne, a drogi wspinaczkowe bardzo ciekawe :)
Gratulacje, zawsze chciałam się wspinać, ale mam strasznie słabe ręce. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Świetne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są zasługą koleżanki. :)
UsuńCzęsto trenerzy mówią, że wspinanie to przede wszystkim nogi, ale jak dla mnie ręce też są bardzo istotne. :)
Niby najważniejsze we wspinaczce są nogi, bo na nich głównie się idzie. Ale niektórzy mówią, że jeżeli ma się wystarczająco silne ręce, to i nogi nie przeszkadzają się wspinać :-P
UsuńPooooodziwiam! :)))) Naprawdę! Ja bym się nie odważyła!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze z, niestety, małego lenistwa.
A po drugie ze strachu przed taką wysokością pod nogami...
Wysokości nie zawsze są bardzo duże. No i zawsze jest asekuracja, także nie jest to aż tak straszne jak może się wydawać. :)
UsuńAle piękne zdjęcia, ojoj... :):) A w żółtym Ci bardzo ładnie :) Gratuluję ukończenia kursu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :)
UsuńJestem pod wrażeniem! Szkoda tylko, że teraz nie wykorzystujesz zdobytych umiejętności ale życzę Ci, żeby trafiła się okazja :). Bo dla wrażeń i takich widoków warto!
OdpowiedzUsuńTeż trochę żałuję, że tak mało się wspinam teraz, ale daję sobie trochę czasu. Mam nadzieję, że od października stanę się stałą bywalczynią ścianki i wyjazdów plenerowych. :)
UsuńPodziwiam, mnie by na taka gore nikt nie wciagnal.
OdpowiedzUsuń