10 czerwca 2014

Na Sokoliku, czyli o tym jak ukończyliśmy kurs wspinaczki

O tym, jak to się stało, że znalazłam się na kursie wspinaczki pisałam już wcześniej. Złe warunki atmosferyczne – zimno, mokro, mgliście – przyczyniły się do decyzji o przerwaniu kursu i dokończeniu go w innym terminie. I tym razem pogoda już dopisała. Było ciepło i słonecznie. Radość ze wspinania tym większa! A jak miło było znowu się spotkać (tym razem w większej grupie), porozmawiać i posłuchać ciekawych opowiadań i żartów instruktora… :)


Pamiętam, gdy byłam pierwszy raz w Rudawach, wchodziliśmy grzecznie schodkami na Sokolik, a tuż obok nas pewna grupka wspinała się na tenże wierzchołek. Patrzyłam na nich z podziwem myśląc sobie ohh jak fajnie byłoby kiedyś też tak się tutaj wspiąć… I nie ukrywam, że gdy przyszłam na kurs, po cichu liczyłam na to, że może będziemy się wspinać na Sokolik. No i… udało się! Ostatniego dnia kursu instruktor zabrał nas do stóp Sokolika Dużego, krótko opisał  naszą drogę i raz dwa byliśmy gotowi do wspinaczki. Marcin prowadził, ja uważnie się przyglądałam i szłam jako druga. W połowie drogi zmieniliśmy tę kolejność.  O ile dobrze pamiętam nasza droga nazywała się Czołg – czwórkowa dwuwyciągówka. Bardzo przyjemna i nieskomplikowana. Można? A można. Byłam przeszczęśliwa jak dotarłam na górę (co zresztą potwierdza moja uchachana twarz na zdjęciu). I nie dlatego, że pokonałam ciężką drogę, ale dlatego, że po prostu tam byłam.




Dużych wrażeń i pozytywnych emocji dostarczyła mi także wspinaczka na Sokolika Małego znajdującego się w sąsiedztwie Dużego.  Szczerze mówiąc, nie pamiętam już teraz dokładnie, którą drogą się wspinaliśmy, i jak skomplikowana ona była, dobrze pamiętam za to dużą frajdę, jaką dał mi zjazd z góry. W ogóle zjazdy są jakieś takie… przyjemne. Człowiek sobie tak wisi w powietrzu.. J
A widoki ze szczytu – boskie! I ten wiatr we włosach … Wtedy poczułam się wolna niczym ptak…!











Inna propozycja instruktora: Filarek Lamy. Ten piątkowy trad poprowadził Marcin, a ja sobie powędkowałam. :D


Również i tym razem wspięliśmy się Kominkiem za Blokiem na Zipserową Czubę. Było dużo śmiechu, a na górze powitanie ciepłą herbatą. Chwilo trwaj! :)

PS. Czy wy też kochacie mój żółty kaszczor tak bardzo jak ja?  :D 







I tak właśnie formalnie ukończyłam kurs wspinaczki. Niestety, póki co nie bywam na ściance, niewiele też się wspinam. Choć bardzo lubię kontakt ze skałą i nieraz będąc w Tatrach frajdą dla mnie były np. fragmenty Orlej Perci, gdzie trzeba było użyć rąk, aby się podeprzeć. Zobaczymy jak to się wszystko dalej potoczy… :)



Zdjęcia dzięki uprzejmości MegAnn - naszego niezastąpionego fotografa!  :)



16 komentarzy:

  1. Bardzo fajne zdjęcia :) Sokolik zaliczony, to teraz pora na resztę rudawskich skałek. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile ty masz w sobie energii i odwagi :) Gdybym już się odważyła wspiąć na górę, to jakoś by poszło, ale gorzej by było z zejściem. Chyba utknęłam bym na szczycie na wieki :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he :) Zejście akuratnie jest bardzo przyjemne, bo po prostu się zjeżdża na linie. Duża frajda! :D

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe skały tam macie - z pewnością lepiej się po nich wspina niż po wyślizganych podkrakowskich. No i otoczenie jakie piękne... :)
    A żółty kask jest ekstra :D Powodzenia więc w dalszym rozwijaniu zdolności wspinaczkowych Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Nigdy się jeszcze nie wspinałam w tamtych rejonach, ale słyszałam, że tam jest ślisko. Rudawy są naprawdę piękne, a drogi wspinaczkowe bardzo ciekawe :)

      Usuń
  4. Gratulacje, zawsze chciałam się wspinać, ale mam strasznie słabe ręce. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Świetne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia są zasługą koleżanki. :)
      Często trenerzy mówią, że wspinanie to przede wszystkim nogi, ale jak dla mnie ręce też są bardzo istotne. :)

      Usuń
    2. Niby najważniejsze we wspinaczce są nogi, bo na nich głównie się idzie. Ale niektórzy mówią, że jeżeli ma się wystarczająco silne ręce, to i nogi nie przeszkadzają się wspinać :-P

      Usuń
  5. Pooooodziwiam! :)))) Naprawdę! Ja bym się nie odważyła!
    Po pierwsze z, niestety, małego lenistwa.
    A po drugie ze strachu przed taką wysokością pod nogami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysokości nie zawsze są bardzo duże. No i zawsze jest asekuracja, także nie jest to aż tak straszne jak może się wydawać. :)

      Usuń
  6. Ale piękne zdjęcia, ojoj... :):) A w żółtym Ci bardzo ładnie :) Gratuluję ukończenia kursu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pod wrażeniem! Szkoda tylko, że teraz nie wykorzystujesz zdobytych umiejętności ale życzę Ci, żeby trafiła się okazja :). Bo dla wrażeń i takich widoków warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też trochę żałuję, że tak mało się wspinam teraz, ale daję sobie trochę czasu. Mam nadzieję, że od października stanę się stałą bywalczynią ścianki i wyjazdów plenerowych. :)

      Usuń
  8. Podziwiam, mnie by na taka gore nikt nie wciagnal.

    OdpowiedzUsuń