Wiele mórz i wiele plaż oferują nam europejskie wybrzeża. I
choć byłam tylko na kilku z nich, największy sentyment będę zawsze miała do
naszego Bałtyku. Morza, o dostęp do
którego dzielnie walczyli nasi przodkowie. Kocham go przede wszystkim za…
▼
23 stycznia 2015
15 stycznia 2015
Jarząbczy Wierch, czyli do trzech razy sztuka
Przez Grzesia i
Rakoń docieramy na Wołowiec. Jest zimowy, piękny dzień. Co prawda nie mieliśmy
konkretnych planów na dalszą część wędrówki, ale pogoda i dobre warunki kusiły
i przywodziły na myśl pomysł wejścia jeszcze na Jarząbczy Wierch. Nie do końca
jednak byliśmy jednomyślni w tej kwestii, a dochodziła jeszcze nieznajomość
tego terenu, bowiem nigdy wcześniej trasy Wołowiec – Jarząbczy –Kończysty nie
przemierzyliśmy. Długo jednak „biwakujemy” na Wołowcu, w końcu spotykamy dwójkę
podchodzącą od strony Jarząbczego właśnie. Pytam o warunki na trasie i słyszę,
że oni musieli zawrócić, bo jedno miejsce jest praktycznie nie do przejścia
bez liny i czekana. O tym jak zakończyła się ta wyprawa można poczytać tutaj. :)
Przez Wyżnią
Dolinę Chochołowską, zielonym szlakiem docieramy na Wołowiec. Jest upalny,
letni dzień, czas burzowy w Tatrach. Zbliża się południe. Tym razem mamy
konkretne plany – Jarząbczy Wierch. Nad nami jednak ciemne chmury, po stronie
słowackiej grzmi i błyska się, podobnie jest nad Doliną Chochołowską. Zaczyna
padać deszcz. Ciężko nam zrezygnować z dalszej wędrówki, ale ostatecznie
podejmujemy decyzję o zejściu. Hmm, na punkcie burzy chyba jestem trochę
przewrażliwiona. Tym bardziej w górach i na graniowym odcinku. Zdążyliśmy zejść
do przełęczy, a deszcz ustał i znowu zaczęło wychodzić słońce. Godzina była jeszcze przyzwoita, więc ostatecznie wybraliśmy
się na Rakonia, a potem na Grzesia. Robiąc sobie dłuższy odpoczynek na
tym ostatnim, wygrzewając się w słońcu wpatrywaliśmy się w sylwetkę
niezdobytego także i tym razem Jarząbczego Wierchu.
W Tatrach wieje
halny. Co prawda najgorsze już przeminęło, ale wiatr wciąż hula. Jest jesienny,
pochmurny dzień. Cel naszej wyprawy – po raz kolejny Jarząbczy Wierch. W drodze na Polanę
Chochołowską pada deszcz, widzimy, że góry są lekko zamglone – tam też zapewne
pada. Bynajmniej nie nastraja mnie to optymistycznie. Przy schronisku robimy
sobie krótki postój. Góry skrywają się w chmurach i nie bardzo zapowiada się na
to, by je przewiał wiatr. Mam ochotę zmodyfikować plany i udać się najpierw na
Trzydniowiański Wierch, a potem w stronę Jarząbczego. Jednak mój współtowarzysz
mówi stanowcze nie, pójdziemy zgodnie z
planem. Nie oponuję. Zatem ruszamy. Przynajmniej już nie pada. :)
7 stycznia 2015
ESM w Pradze, czyli o wolontariacie na Taize
Tak jak już wcześniej wspominałam, w tym roku po raz
pierwszy pojechałam na Europejskie
Spotkanie Młodych jako wolontariusz.
Nasz wyjazd był dwa dni wcześniej niż przyjazd pozostałych uczestników, bowiem już 27
grudnia. Przyjęcie w zasadzie wyglądało tak samo, już na początku nastąpił
rozdział prac. Pomimo tego, że na wcześniejszym formularzu zgłoszeniowym
zapisałam się na „przyjęcie Polaków 29.12” (inne możliwości to: chór, pomoc przy
posiłkach, transporcie, pomoc w lokalnym
punkcie przyjęcia) to ostatecznie trafiłam do grupy pracy przy zbiorowym miejscu
zakwaterowania.
Na początku jeden z wolontariuszy wyjaśnił nam mniej więcej, na czym będzie polegała nasza praca. Okazało się, że pod naszą opieką będzie jedna z największych szkół, w której zakwaterowanych zostanie około 300 osób. Nie za bardzo nam się to spodobało, bo zupełnie nie takich zobowiązań się spodziewaliśmy. Liczyliśmy na to, że pomożemy w przyjęciu Polaków 29 grudnia, a potem już normalnie będziemy uczestniczyć w spotkaniu. A było zupełnie inaczej…