16 lutego 2013

Słoneczne wspomnienia w zimowy czas, czyli Rzym po raz kolejny

Wcześniej pisałam już o moim wyjeździe do Rzymu na MiędzynarodoweSpotkanie Młodych. Podczas pobytu tam, miałam okazję, aby trochę poznać miasto. Jaki Rzym poznałam? Przekonajcie się sami! Tym razem trochę moich wspomnień i subiektywnych odczuć z tego miejsca.



Otóż przede wszystkim Rzym był ciepły i słoneczny. Co prawda i u nas Święta Bożego Narodzenia przebiegły z niezbyt dużym mrozem na zewnątrz, i przynajmniej u mnie w mieście nie było śniegu (za to była gęsta mgła), więc ogromnego 'klimatycznego' przeskoku nie było. Po około 22 godzinach spędzonych w podróży przywitało mnie poranne słońce na rzymskim niebie. Taką to piękną wiosnę mieli Rzymianie tej zimy.


Odchodząc od tematu pogody i wracając do głównego wątku, Spotkanie Młodych stworzyło okazję do zwiedzenia miasta. Dodatkowym atutem były darmowe przejazdy komunikacją miejską oraz, w niektórych przypadkach, darmowe wejściówki do pewnych obiektów.

Via del Tempio Di Giovi

Pewnego popołudnia udało nam się znaleźć przewodnika-wolontariusza, który oprowadził nas wzdłuż via dei  Fori Imperiali. Opowiedział nam krótką historię tego miejsca i zwrócił uwagę na pewne szczegóły. Tuż przy via dei Fori Imperiali mieści się Koloseum, do którego także zawitałam. Zanim jednak dostałam się do wnętrza tego najsłynniejszego rzymskiego zabytku, musiałam odstać swoje w ogromnej kolejce. Powiem szczerze, że jakoś specjalnie Koloseum mnie nie powaliło na kolana. Z zewnątrz i owszem, wygląda niesamowicie, szczególnie o zmroku, lecz wewnątrz nie robi aż tak piorunującego wrażenia. Kompleks rzeczywiście jest bardzo duży i wyobrażając sobie co działo się tam setki lat temu, może budzić podziw i uznanie. W końcu te mury były świadkiem krwawych walk gladiatorów ze zwierzętami.Ponadto budowla ta przetrwała niemalże dwa tysiące lat! To taka odwieczna wizytówka Rzymu.

Łuk Klaudiusza oraz Koloseum
Via dei Fori Imperiali oraz Foro Romano
Łuk Konstantyna oraz Basilica Santa Francesca Romana
Koloseum

Watykan również stał się jednym z koniecznych miejsc do odwiedzenia. Jednak  już od samego rana ustawiała się kolejka na Placu św. Piotra do wejścia do Bazyliki – tak długa i kręta, że nawet nie wiadomo gdzie jej koniec. Mimo wszystko Bazylikę św. Piotra z grobem Jana Pawła II zdecydowanie warto zobaczyć. Chociaż przyznam szczerze, że tłumy ludzi w świątyni dały się we znaki. Przez to nie do końca byłam w stanie poczuć tą sferę ‘sacrum’. Trochę za bardzo mieszała się z ‘profanum’… Nie wiem, czy Bazylika zawsze jest tak zatłoczona, czy tylko wtedy było w niej aż tak wiele osób. 


Z takich bardziej znanych miejsc, odwiedziłam jeszcze Fontanę di Trevi. Był już wieczór, wokół setki ludzi. Aż źle się poczułam na widok tych tłumów. Do tego dodać panów tragarzy z różami, torebkami, szalami, świecidełkami i innymi pierdółkami, którzy na hasło 'policja' robią takie zamieszanie jakby brali udział w jakimś pościgu. Pamiętam, że nie raz byłam świadkiem tego, jak oni wszyscy zaczęli uciekać a to do metra, a to gdzieś prosto przed siebie, aby uchronić się przed mundurowymi.


W czasie, kiedy ja byłam w Rzymie, włoska stolica gościła 40 tysięcy młodych ludzi. W pierwszych dniach jakoś nie odczuwałam tego natłoku, jednak potem nie mogłam już go znieść. Wszędzie setki ludzi – przy każdym z zabytków, w metrze, w restauracjach, na ulicach. Kiedyś czekałyśmy na metro, aby dojechać w pewno miejsce. Przyjechał pierwszy pociąg – tak ‘zapakowany’, że nie dało się wsiąść. Drugi – to samo. Trzeci, czwarty, piąty. Moja cierpliwość dobiegła końca (tak jestem bardzo niecierpliwa!). Wyszłyśmy zatem z metra zmieniając nasze plany.
Kościół Santa Maria di Loretto oraz Koloseum

Nie lubię takich tłumów. Z reguły staram się unikać zatłoczonych miejsc, na korzyć tych mniej znanych, a bardziej klimatycznych i przytulnych. Wolę ciszę i spokój. Może dlatego po tych kilku dniach spędzonych w Rzymie czułam się trochę zmęczona. Może też dlatego nie miałam tak wielkiej ochoty na zwiedzanie. A zresztą czy zawsze musi chodzić o to, aby zobaczyć wszystkie najsłynniejsze zabytki danego miejsca? Aby porobić fotki, odhaczyć je na liście i napisać ‘tam byłam’? Z mojego punktu widzenia nie to jest najważniejsze w czasie wyjazdów. Nie to czyni je wyjątkowymi. Ja wolę poczuć klimat danego miejsca zagłębiając się w jakieś kręte uliczki, nieznane miejsca. Wolę zatrzymać się na chwilę, usiąść na ławce lub krawężniku, porozmyślać i poczuć niezwykłość danego miejsca. Tak właśnie było w Rzymie.


Jedną z najmilszych chwil tam spędzonych było spożywanie obiadów w parku na wzgórzu, w tak przez nas zwanym 'parku z pomarańczami' - Parco Savello (Ogród Pomarańczowy) tuż przy kościele Santa Sabina . Chodziliśmy tam codziennie, każdego dnia obserwowaliśmy stamtąd rozległą panoramę Rzymu, delektowaliśmy się bujną zielenią niecodziennych sosen.
Tak a propos pomarańczy na tych drzewkach… No cóż byłyśmy jednymi z wielu, którzy pokusili się o skosztowanie tego ‘owocu prosto z drzewa’, jednak nie radzę tego robić – te pomarańcze są niesamowicie kwaśne i nienadające się do jedzenia. To taka mała dygresja.    :)


Któregoś popołudnia, będąc na wspomnianej już wcześniej via dei Fori Imperiali, zauważyłyśmy pewną parę ulicznych muzyków. Kobieta śpiewała i grała na gitarze. Towarzyszył jej partner grający na ukulele. Wykonywali oni znane utwory w swojej, bardzo zresztą oryginalnej aranżacji, a także śpiewali swoje własne piosenki. To był ich sposób zarabiania na życie. Oprócz tego sprzedawali też swoje płyty. Pokusiłyśmy się nawet o taki zakup. Ich twórczość była naprawdę niecodzienna. Dlatego zdecydowałyśmy się usiąść na murku nieopodal nich i przy promieniach zachodzącego słońca zjadłyśmy świeże mandarynki oraz słuchałyśmy muzyki, którą tworzyli ‘na naszych oczach’.  


W sylwestrową noc, przechadzając się również niedaleko centrum, natknęłyśmy się na bardzo uroczy sklepik przy via Merulana. Były nam typowe włoskie produkty, pięknie opakowane – poczynając od makaronów, na różnych rodzajach czekolady i herbaty kończąc. Panie ekspedientki, choć nie bardzo mówiły po angielsku, były jednak bardzo miłe i sympatyczne. Naprawdę długo siedziałyśmy w tym sklepiku nie mogąc się zdecydować na konkretny zakup.

Oczywiście nie mogłyśmy sobie także odmówić zaszczytu zjedzenia pizzy w jej ojczystym kraju. Dlatego wybrałyśmy się do jednej z pizzerii nieopodal Koloseum. Pizza smakowała bardzo dobrze, ale czy aż tak bardzo się różniła od tych sporządzanych w polskich restauracjach...? Tutaj mogłabym polemizować.


Rzym jako samo miasto zachwyciło mnie bardzo. Dlatego wiem, że jeszcze tam wrócę. Może nawet i w tym roku! A wy, macie jakieś swoje ulubione miejsca w tym mieście? Coś szczególnie polecacie? jakie są wasz wrażenia?  

2 komentarze:

  1. Prawdę mówiąc Rzym zdumiewa na każdym kroku! Człowiek idzie sobie jakąś wąską uliczką, nagle wychodzi na placyk, a tam Panteon :)

    OdpowiedzUsuń