Wcześniej pisałam już o moim wyjeździe do Rzymu na MiędzynarodoweSpotkanie Młodych. Podczas pobytu tam, miałam okazję, aby trochę poznać miasto. Jaki
Rzym poznałam? Przekonajcie się sami! Tym razem trochę moich wspomnień i subiektywnych odczuć z tego miejsca.
Otóż przede wszystkim Rzym był ciepły i słoneczny. Co prawda i
u nas Święta Bożego Narodzenia przebiegły z niezbyt dużym mrozem na zewnątrz, i
przynajmniej u mnie w mieście nie było śniegu (za to była gęsta mgła), więc ogromnego 'klimatycznego' przeskoku nie było. Po około 22 godzinach spędzonych w podróży przywitało mnie poranne słońce na rzymskim niebie. Taką to piękną wiosnę
mieli Rzymianie tej zimy.
Odchodząc od tematu pogody i wracając do głównego wątku,
Spotkanie Młodych stworzyło okazję do zwiedzenia miasta. Dodatkowym atutem były
darmowe przejazdy komunikacją miejską oraz, w niektórych przypadkach, darmowe
wejściówki do pewnych obiektów.
Pewnego popołudnia udało nam się znaleźć
przewodnika-wolontariusza, który oprowadził nas wzdłuż via dei Fori Imperiali. Opowiedział
nam krótką historię tego miejsca i zwrócił uwagę na pewne szczegóły. Tuż przy via dei Fori Imperiali mieści się Koloseum, do którego także
zawitałam. Zanim jednak dostałam się do wnętrza tego najsłynniejszego
rzymskiego zabytku, musiałam odstać swoje w ogromnej kolejce. Powiem szczerze,
że jakoś specjalnie Koloseum mnie nie powaliło na kolana. Z zewnątrz i owszem,
wygląda niesamowicie, szczególnie o zmroku, lecz wewnątrz nie robi aż tak
piorunującego wrażenia. Kompleks rzeczywiście jest bardzo duży i wyobrażając
sobie co działo się tam setki lat temu, może budzić podziw i uznanie. W końcu te mury były świadkiem krwawych walk gladiatorów ze zwierzętami.Ponadto budowla ta przetrwała niemalże dwa tysiące lat! To taka odwieczna wizytówka
Rzymu.
Watykan również stał się jednym z koniecznych miejsc do
odwiedzenia. Jednak już od samego rana ustawiała się kolejka na
Placu św. Piotra do wejścia do Bazyliki – tak długa i kręta, że nawet nie
wiadomo gdzie jej koniec. Mimo wszystko Bazylikę św. Piotra z grobem Jana Pawła II zdecydowanie
warto zobaczyć. Chociaż przyznam szczerze, że tłumy ludzi w świątyni dały się we
znaki. Przez to nie do końca byłam w stanie poczuć tą sferę ‘sacrum’. Trochę za
bardzo mieszała się z ‘profanum’… Nie wiem, czy Bazylika zawsze jest tak
zatłoczona, czy tylko wtedy było w niej aż tak wiele osób.
Z takich bardziej znanych miejsc, odwiedziłam jeszcze
Fontanę di Trevi. Był już wieczór, wokół setki ludzi. Aż źle się poczułam na
widok tych tłumów. Do tego dodać panów tragarzy z różami, torebkami, szalami,
świecidełkami i innymi pierdółkami, którzy na hasło 'policja' robią takie
zamieszanie jakby brali udział w jakimś pościgu. Pamiętam,
że nie raz byłam świadkiem tego, jak oni wszyscy zaczęli uciekać a to do
metra, a to gdzieś prosto przed siebie, aby uchronić się przed mundurowymi.
W czasie, kiedy ja byłam w Rzymie, włoska stolica gościła 40
tysięcy młodych ludzi. W pierwszych dniach jakoś nie odczuwałam tego natłoku,
jednak potem nie mogłam już go znieść. Wszędzie setki ludzi – przy każdym z
zabytków, w metrze, w restauracjach, na ulicach. Kiedyś czekałyśmy na metro,
aby dojechać w pewno miejsce. Przyjechał pierwszy pociąg – tak ‘zapakowany’, że
nie dało się wsiąść. Drugi – to samo. Trzeci, czwarty, piąty. Moja cierpliwość
dobiegła końca (tak jestem bardzo niecierpliwa!). Wyszłyśmy zatem z metra zmieniając nasze plany.
Nie lubię takich tłumów. Z reguły staram się unikać
zatłoczonych miejsc, na korzyć tych mniej znanych, a bardziej klimatycznych i
przytulnych. Wolę ciszę i spokój. Może dlatego po tych kilku dniach spędzonych
w Rzymie czułam się trochę zmęczona. Może też dlatego nie miałam tak wielkiej
ochoty na zwiedzanie. A zresztą czy zawsze musi chodzić o to, aby zobaczyć
wszystkie najsłynniejsze zabytki danego miejsca? Aby porobić fotki, odhaczyć je
na liście i napisać ‘tam byłam’? Z mojego punktu widzenia nie to jest najważniejsze
w czasie wyjazdów. Nie to czyni je wyjątkowymi. Ja wolę poczuć klimat danego
miejsca zagłębiając się w jakieś kręte uliczki, nieznane miejsca. Wolę
zatrzymać się na chwilę, usiąść na ławce lub krawężniku, porozmyślać i poczuć
niezwykłość danego miejsca. Tak właśnie było w Rzymie.
Jedną z najmilszych chwil tam spędzonych było spożywanie obiadów w parku na wzgórzu, w tak przez nas zwanym 'parku z pomarańczami' - Parco Savello (Ogród Pomarańczowy) tuż przy kościele Santa Sabina . Chodziliśmy tam codziennie, każdego dnia
obserwowaliśmy stamtąd rozległą panoramę Rzymu, delektowaliśmy się bujną
zielenią niecodziennych sosen.
Tak a propos pomarańczy na tych drzewkach… No cóż byłyśmy jednymi z wielu,
którzy pokusili się o skosztowanie tego ‘owocu prosto z drzewa’, jednak nie
radzę tego robić – te pomarańcze są niesamowicie kwaśne i nienadające się do
jedzenia. To taka mała dygresja. :)
Któregoś popołudnia, będąc na wspomnianej już wcześniej via dei Fori
Imperiali, zauważyłyśmy pewną parę ulicznych muzyków. Kobieta śpiewała i
grała na gitarze. Towarzyszył jej partner grający na ukulele. Wykonywali oni
znane utwory w swojej, bardzo zresztą oryginalnej aranżacji, a także śpiewali
swoje własne piosenki. To był ich sposób zarabiania na życie. Oprócz tego
sprzedawali też swoje płyty. Pokusiłyśmy się nawet o taki zakup. Ich twórczość
była naprawdę niecodzienna. Dlatego zdecydowałyśmy się usiąść na murku
nieopodal nich i przy promieniach zachodzącego słońca zjadłyśmy świeże mandarynki oraz słuchałyśmy muzyki, którą
tworzyli ‘na naszych oczach’.
W sylwestrową noc, przechadzając się również niedaleko
centrum, natknęłyśmy się na bardzo uroczy sklepik przy via Merulana. Były nam typowe włoskie
produkty, pięknie opakowane – poczynając od makaronów, na różnych rodzajach
czekolady i herbaty kończąc. Panie ekspedientki, choć nie bardzo mówiły po
angielsku, były jednak bardzo miłe i sympatyczne. Naprawdę długo siedziałyśmy w
tym sklepiku nie mogąc się zdecydować na konkretny zakup.
Oczywiście nie mogłyśmy sobie także odmówić zaszczytu zjedzenia
pizzy w jej ojczystym kraju. Dlatego wybrałyśmy się do jednej z pizzerii
nieopodal Koloseum. Pizza smakowała bardzo dobrze, ale czy aż tak bardzo się
różniła od tych sporządzanych w polskich restauracjach...? Tutaj mogłabym
polemizować.
Rzym jako samo miasto zachwyciło mnie bardzo. Dlatego wiem,
że jeszcze tam wrócę. Może nawet i w tym roku! A wy, macie jakieś swoje
ulubione miejsca w tym mieście? Coś szczególnie polecacie? jakie są wasz wrażenia?
Prawdę mówiąc Rzym zdumiewa na każdym kroku! Człowiek idzie sobie jakąś wąską uliczką, nagle wychodzi na placyk, a tam Panteon :)
OdpowiedzUsuńTak, taki już ma urok to miasto! :)
Usuń