10 lutego 2013

Stara znajoma Śnieżka, czyli zimowy powrót w Karkonosze

Po powrocie z Tatr przyszedł czas na kontynuowanie dobrej górskiej passy, tym razem w Karkonoszach. Śnieżka to kolejny szczyt zdobyty przeze mnie w ramach Korony Gór Polski oraz Korony Sudetów.


Kiedy zaczynaliśmy wycieczkę na niebie było trochę białych chmurek, a między nimi prześwitywały promienie słońca. Na szlaku panowała bajkowa sceneria – błękit nieba i biały puch na drzewach tworzył niesamowicie magiczną mieszankę! Dodać do tego jeszcze ‘chrupiący’ śnieg pod nogami i… to właśnie to co kocham najbardziej!

Cel: Śnieżka (1602 m n.p.m.)
Szlaki: niebieski - czarny/czerwony - niebieski 


W Karpaczu zostawiamy samochód na niewielkim parkingu nieopodal kościółka Wang, dochodzimy do niebieskiego szlaku i stamtąd kierujemy się szeroką, ‘przejezdną’ drogą w stronę schroniska Samotnia. W zimie część niebieskiego szlaku od Domku Myśliwskiego do Samotni jest zamknięta, dlatego należy iść drogą dojazdową do schroniska. Objaśnienia zmiany przebiegu trasy są dokładnie zarysowane na tablicach na szlaku. My przez Samotnię dochodzimy do kolejnego schroniska oddalonego od poprzedniego o około dziesięć minut – Strzechy Akademickiej. Tam zatrzymujemy się na dłużej. Herbata, kanapki, banany, krówy i te sprawy.

Od tego momentu zaczynamy zagłębiać się w mgłę, błękitne niebo ginie pod warstwą białego 'mleka', a widoczność zaczyna być coraz bardziej ograniczona. Idziemy wciąż szlakiem niebieskim po wygodnej, niezbyt zaśnieżonej, szerokiej ścieżce. Mijamy paru narciarzy szlifujących swoją formę na pobliskich wyciągach.


Dopiero wtedy odkryłam przyczynę umieszczenia na szlaku szeregu drewnianych kijków, których celu rozmieszczenia nie rozumiałam idąc na Śnieżkę w słoneczny, letni dzień. Teraz wiem, że są one po to, aby wyznaczać szlak w mgliste, zaśnieżone dni. Bez nich zgubilibyśmy się na szlaku po jakichś 5 minutach. W takiej okropnej mgle, przy niezbyt mocnych powiewach wiatru, widoczności ograniczonej do ok. 60-70 m mijamy Spaloną Strażnicę i dochodzimy do ledwo widocznego Domu Śląskiego.


Tam wiatr daje się już bardziej we znaki, dlatego poprawiam sprzęt, owijam się szalikiem i kontynuuję wspinaczkę na szczyt. Przed nami najtrudniejszy odcinek – dosyć strome, zaśnieżone  i naprawdę śliskie podejście szlakiem czarnym/czerwonym 200 m w górę (szlak niebieski idący trawersem był zamknięty).  W trakcie naszego podejścia zaczyna przebłyskiwać błękitne niebo w górze i momentami można dostrzec miasto w dole. Jednak wieje dosyć mocno, mgła przemieszcza się bardzo szybko więc ciężko się połapać w tym co się dzieje. 


Na szczycie wieje już naprawdę mocno. Widoków praktycznie żadnych. Czasem tylko nasze wprawne oko złapało parę obrazów kiedy mgła się przemieszczała i rozrzedzała. A tak to wokoło biało. I troszkę ponuro, choć nie powiem, warstwa zamarzniętego śniegu na obserwatorium i restauracji robi wrażenie. 


Na chwilę wchodzimy do restauracji, a potem odwiedzamy jeszcze czeską pocztę. Kiedy zbieramy się do zejścia zrywa się porządna wichura. O ile wcześniej mieliśmy lepiej, bo wiatr wiał nam w plecy, tak teraz wieje naprzeciw nam – prosto w twarz. Przez cały czas gdy schodziliśmy ze szczytu, dostawałam śniegiem po twarzy i szłam z przymrużonymi oczami ledwo widząc cokolwiek.


Muszę przyznać, że będąc w Tatrach, ani razu nie spotkałam osoby idącej w rakach, a tutaj takich osób było bardzo dużo. Tak więc przypatrzyłam się temu sprzętowi i również zamierzam się zaopatrzyć w jakąś sympatyczną parę raków!


Kolejny dłuższy przystanek zrobiliśmy sobie w Domu Śląskim. A potem już wracaliśmy na dół tą samą trasą. Tym razem mgła troszkę ustąpiła i widoczność była zdecydowanie lepsza i nie wiało już tak bardzo. Mogliśmy podziwiać piękne białe posągi. Zaraz, zaraz... Posągi? Ahh... no tak. To przecież zamarzłe choinki pokryte śniegiem! 


Po południu, a może raczej powinnam powiedzieć, że na dole, zaczęło się już rozpogadzać.
Taka to kapryśna była pogoda tamtego dnia.


Ta wycieczka upewniła mnie w przekonaniu, że góry zimą są fantastyczną przygodą i zdecydowanie bardziej wolę te zimowe wyprawy od tych letnich. Cieszę się też, że nie cały czas świeciło słonko i nie było tak pięknej pogody. Przez to, że była mgła i dosyć mocno wiało mogłam zdobyć nowe doświadczenie. Mam nadzieję, że kiedyś to zaprocentuje.   :)

11 komentarzy:

  1. Ale wyprawa. Za to widoki fantastyczne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby zawsze człowiek trafiał na idealną, bezchmurną pogodę, wycieczki byłyby o wiele nudniejsze. A tak, nigdy do końca nie wiadomo, czego można się spodziewać ;) A i niedogodności hartują :) Z przyjemnością obejrzałam Twoje zdjęcia i przeczytałam relację linijka po linijce ;) Niestety nie byłam jeszcze w Sudetach, mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni :) Pozdrawiam i gratuluję ciekawej wyprawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też właśnie mam takie podejście do tego, ale zajęło mi to chwilkę nim zrozumiałam, że nie chodzi tylko o piękne widoki. :)
      I zapraszam w Sudety! Tu też są piękne i wyjątkowe zakątki!

      Usuń
  3. Co za błękit nieba, zazdroszczę !

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały wachlarz pogodowy :) A co do Śnieżki, to jak na królewnę przystało, kapryśna z niej bestyjka :) Za każdym razem będąc na Śnieżce miałam przyjemność, czasem wątpliwą, z pogodą wszelkiej maści. Według statystyk najlepsza pogoda na śnieżce jest w drugiej dekadzie lipca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam dwa razy w sierpniu, w drugiej połowie - raz było mgliście, raz pięknie.
      A z tej naszej Śnieżki rzeczywiście kapryśna królowa... :)

      Usuń
  5. Cieszę się z odkrycia Twojego blogu - zwłaszcza o tak bliskiej mi nazwie :) Przepiękne fotografie zimy, muszę dokładnie zgłębić więcej tematów u Ciebie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i zachęcam do przeczytania innych postów.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Zdjęcia cudne.Cieszę się na każdą świeżą ich porcję.Podkreślają wspaniała urodę Sudetów - równie pięknych zimą i w każdej porze roku.Czasem mam wrażenie - może tylko moje - że to najpiękniejsze góry świata.Można je podziwiać, można po nich wędrować....można je zdobywać...i wciąż na nowo się nimi zachwycać. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nastepnym razem zapraszamy do Amelkowej Chaty. Stad rowniez na piechotke na Sniezke.
    www.chatynaokraju.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taki wstępny plan jak na razie, aby przejść górami od Szrenicy aż po Przełęcz Okraj właśnie. Mam nadzieję, że w któryś wakacyjny dzień uda mi się taka wycieczka! :)

      Usuń