Po powrocie z Tatr przyszedł czas na kontynuowanie dobrej
górskiej passy, tym razem w Karkonoszach. Śnieżka to kolejny szczyt zdobyty
przeze mnie w ramach Korony Gór Polski oraz Korony Sudetów.
Kiedy zaczynaliśmy wycieczkę na niebie było trochę białych chmurek, a między nimi prześwitywały
promienie słońca. Na szlaku panowała bajkowa sceneria – błękit nieba i biały
puch na drzewach tworzył niesamowicie magiczną mieszankę! Dodać do tego jeszcze ‘chrupiący’
śnieg pod nogami i… to właśnie to co kocham najbardziej!
Cel: Śnieżka (1602 m n.p.m.)
Szlaki: niebieski - czarny/czerwony - niebieski
W Karpaczu zostawiamy samochód na niewielkim parkingu
nieopodal kościółka Wang, dochodzimy do niebieskiego szlaku i stamtąd kierujemy
się szeroką, ‘przejezdną’ drogą w stronę schroniska Samotnia. W zimie część
niebieskiego szlaku od Domku Myśliwskiego do Samotni jest zamknięta, dlatego należy
iść drogą dojazdową do schroniska. Objaśnienia zmiany przebiegu trasy są
dokładnie zarysowane na tablicach na szlaku. My przez Samotnię dochodzimy do
kolejnego schroniska oddalonego od poprzedniego o około dziesięć minut –
Strzechy Akademickiej. Tam zatrzymujemy się na dłużej. Herbata, kanapki, banany,
krówy i te sprawy.
Od tego momentu zaczynamy zagłębiać się w mgłę, błękitne
niebo ginie pod warstwą białego 'mleka', a widoczność zaczyna być coraz bardziej ograniczona. Idziemy wciąż szlakiem niebieskim po wygodnej, niezbyt zaśnieżonej,
szerokiej ścieżce. Mijamy paru narciarzy szlifujących swoją formę na pobliskich
wyciągach.
Dopiero wtedy odkryłam przyczynę umieszczenia na szlaku
szeregu drewnianych kijków, których celu rozmieszczenia nie rozumiałam idąc na
Śnieżkę w słoneczny, letni dzień. Teraz wiem, że są one po to, aby wyznaczać
szlak w mgliste, zaśnieżone dni. Bez nich zgubilibyśmy się na szlaku po jakichś
5 minutach. W takiej okropnej mgle, przy niezbyt mocnych powiewach wiatru,
widoczności ograniczonej do ok. 60-70 m mijamy Spaloną Strażnicę i dochodzimy do ledwo widocznego Domu Śląskiego.
Tam wiatr daje się już bardziej we znaki, dlatego poprawiam
sprzęt, owijam się szalikiem i kontynuuję wspinaczkę na szczyt. Przed nami najtrudniejszy odcinek –
dosyć strome, zaśnieżone i naprawdę śliskie
podejście szlakiem czarnym/czerwonym 200 m w górę (szlak niebieski idący
trawersem był zamknięty). W trakcie
naszego podejścia zaczyna przebłyskiwać błękitne niebo w górze i momentami można
dostrzec miasto w dole. Jednak wieje dosyć mocno, mgła przemieszcza się bardzo
szybko więc ciężko się połapać w tym co się dzieje.
Na szczycie wieje już
naprawdę mocno. Widoków praktycznie żadnych. Czasem tylko nasze wprawne oko
złapało parę obrazów kiedy mgła się przemieszczała i rozrzedzała. A tak to
wokoło biało. I troszkę ponuro, choć nie powiem, warstwa zamarzniętego śniegu
na obserwatorium i restauracji robi wrażenie.
Na chwilę wchodzimy do
restauracji, a potem odwiedzamy jeszcze czeską pocztę. Kiedy zbieramy się do
zejścia zrywa się porządna wichura. O ile wcześniej mieliśmy lepiej, bo wiatr
wiał nam w plecy, tak teraz wieje naprzeciw nam – prosto w twarz. Przez cały
czas gdy schodziliśmy ze szczytu, dostawałam śniegiem po twarzy i szłam z przymrużonymi
oczami ledwo widząc cokolwiek.
Muszę przyznać, że będąc w Tatrach, ani razu nie
spotkałam osoby idącej w rakach, a tutaj takich osób było bardzo dużo. Tak
więc przypatrzyłam się temu sprzętowi i również zamierzam się zaopatrzyć w jakąś sympatyczną parę raków!
Kolejny dłuższy przystanek zrobiliśmy sobie w Domu Śląskim.
A potem już wracaliśmy na dół tą samą trasą. Tym razem mgła troszkę ustąpiła i
widoczność była zdecydowanie lepsza i nie wiało już tak bardzo. Mogliśmy podziwiać piękne białe posągi. Zaraz, zaraz... Posągi? Ahh... no tak. To przecież zamarzłe choinki pokryte śniegiem!
Po południu, a
może raczej powinnam powiedzieć, że na dole, zaczęło się już rozpogadzać.
Taka
to kapryśna była pogoda tamtego dnia.
Ta wycieczka upewniła mnie w przekonaniu, że góry zimą są
fantastyczną przygodą i zdecydowanie bardziej wolę te zimowe wyprawy od tych letnich. Cieszę się też, że nie cały czas świeciło słonko i nie było tak pięknej pogody.
Przez to, że była mgła i dosyć mocno wiało mogłam zdobyć nowe doświadczenie.
Mam nadzieję, że kiedyś to zaprocentuje. :)
Ale wyprawa. Za to widoki fantastyczne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGdyby zawsze człowiek trafiał na idealną, bezchmurną pogodę, wycieczki byłyby o wiele nudniejsze. A tak, nigdy do końca nie wiadomo, czego można się spodziewać ;) A i niedogodności hartują :) Z przyjemnością obejrzałam Twoje zdjęcia i przeczytałam relację linijka po linijce ;) Niestety nie byłam jeszcze w Sudetach, mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni :) Pozdrawiam i gratuluję ciekawej wyprawy :)
OdpowiedzUsuńTeż właśnie mam takie podejście do tego, ale zajęło mi to chwilkę nim zrozumiałam, że nie chodzi tylko o piękne widoki. :)
UsuńI zapraszam w Sudety! Tu też są piękne i wyjątkowe zakątki!
Co za błękit nieba, zazdroszczę !
OdpowiedzUsuńCały wachlarz pogodowy :) A co do Śnieżki, to jak na królewnę przystało, kapryśna z niej bestyjka :) Za każdym razem będąc na Śnieżce miałam przyjemność, czasem wątpliwą, z pogodą wszelkiej maści. Według statystyk najlepsza pogoda na śnieżce jest w drugiej dekadzie lipca :)
OdpowiedzUsuńJa byłam dwa razy w sierpniu, w drugiej połowie - raz było mgliście, raz pięknie.
UsuńA z tej naszej Śnieżki rzeczywiście kapryśna królowa... :)
Cieszę się z odkrycia Twojego blogu - zwłaszcza o tak bliskiej mi nazwie :) Przepiękne fotografie zimy, muszę dokładnie zgłębić więcej tematów u Ciebie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i zachęcam do przeczytania innych postów.
UsuńRównież pozdrawiam! :)
Zdjęcia cudne.Cieszę się na każdą świeżą ich porcję.Podkreślają wspaniała urodę Sudetów - równie pięknych zimą i w każdej porze roku.Czasem mam wrażenie - może tylko moje - że to najpiękniejsze góry świata.Można je podziwiać, można po nich wędrować....można je zdobywać...i wciąż na nowo się nimi zachwycać. :-)
OdpowiedzUsuńNastepnym razem zapraszamy do Amelkowej Chaty. Stad rowniez na piechotke na Sniezke.
OdpowiedzUsuńwww.chatynaokraju.pl
Mam taki wstępny plan jak na razie, aby przejść górami od Szrenicy aż po Przełęcz Okraj właśnie. Mam nadzieję, że w któryś wakacyjny dzień uda mi się taka wycieczka! :)
Usuń