Pisałam już
sporo o dniach spędzonych na górskim szlaku, o tym co widziałam, jak oceniam
szlak, jakie były warunki atmosferyczne. Dzisiaj podejdę do tematu od innej –
organizacyjnej – strony. A dokładniej rzecz biorąc – spakuję mój plecak. J
Kiedy jesteśmy
w górach nieodłącznym elementem naszej wycieczki staje się tobołek niesiony na
plecach, zwany plecakiem. Jedni
wchodzą z prawie pustym, inni z wypchanym po brzegi, a są też i tacy, którzy w
ogóle plecaka nie zabierają. Jeżeli wybieramy się na spacer wzdłuż Doliny
Kościeliskiej zabranie plecaka może i nie jest
konieczne, ale idąc już w wyższe partie gór należy go mieć ze sobą. A co
powinniśmy do niego spakować? Oto kilka rzeczy, które ja zawsze zabieram ze sobą.
1. Przede wszystkim coś do picia – zalecam
termos z herbatą z cytryną (nawet
latem, w ciepłe dni!) lub wodę mineralną
czy sok. Napój warto mieć gdzieś
pod ręką i w miarę regularnie trzeba uzupełniać płyny. Nasz organizm traci dużo
wody podczas wędrówki i niekoniecznie domaga się o jej niezwłoczne
uzupełnienie. Sami więc musimy o to zadbać.
2. Oprócz picia musimy mieć także i jedzenie. Tutaj każdy ma swoje pole do
popisu, bowiem bierze się to, co się lubi. Ja zawsze mam kanapki (do których
czasem przegryzę kabanosa), banana, czasami coś słodkiego w postaci batonika
czy drożdżówki, suszone owoce (np. morele) lub mieszankę studencką (zostałam
nią kiedyś poczęstowana na szlaku i od tamtego czasu często mam ją w plecaku).
Bez gorzkiej czekolady raczej się
nigdzie nie ruszę (czasem jedna kostka ma mnie zbawienny wpływ i dodaje energii!),
często też mam ze sobą krówki, które
zjadam w nagrodę za wejście na szczyt. Ot tak, dla przyjemności i wynagrodzenia
włożonego wysiłku.
3. Kwestia odzieży. Nie zależnie od tego jaka jest pora roku i pogoda, czy
jest słonecznie czy pochmurno, zawsze biorę ze sobą kurtkę przeciwdeszczową z kapturem, polar lub cieplejszą bluzę. Trzeba
pamiętać o tym, że pogoda w górach lubi płatać figle. Im dłużą wycieczkę
planujemy tym bardziej jesteśmy narażeni na jej kaprysy. Na górze może też
dosyć mocno wiać i wtedy odpowiednia kurtka staje się niezbędna. Poza tym warto
uwzględnić, że na górze jest o kilka stopni niższa temperatura. Ja zawsze zabieram
też rękawiczki i czapkę (nawet w lato!). Rękawiczki mogą się przydać nie tylko
takim zimnorękim jak ja, ale też na tych fragmentach trasy, gdzie są łańcuchy
(w tym wypadku mogą to być rękawiczki bez palców).
4. Latarka. Doświadczenie nauczyło mnie, że nawet
jeśli planujemy wrócić przed zmierzchem do miejsca zakwaterowania to i tak
trzeba zabrać ze sobą latarkę/czołówkę.
Po pierwsze – różne rzeczy mogą się stać na trasie i nieoczekiwanie nasza
wędrówka wydłuży się. Po drugie – oszacowany przez nas czas przejścia trasy może
w rzeczywistości okazać się dłuższy. Po trzecie – będziemy mieli ochotę sami
przedłużyć wędrówkę, a po co skazywać się na niepotrzebny stres powrotem bez
światła, w ciemności? Ekrany telefonów komórkowych wcale nie są najlepszym
źródłem światła, wierzcie mi. Kiedyś nas zastał zmrok w górach, nie mieliśmy
latarki, ale na szczęście natrafiliśmy na turystów, którzy ją mieli.
Dołączyliśmy więc do nich ciesząc się, że „jesteśmy uratowani”. Od tamtego
czasu nie wyciągam czołówki z plecaka. Takie małe światełko, a jak cieszy i
potrafi ułatwić życie, a przede wszystkim czyni nasze zejście bezpieczniejszym.
5. Telefon
komórkowy – też trzeba
go mieć. Najlepiej z wklepanym numerem TOPRu. I najlepiej gdzieś pod ręką, a
nie na dnie plecaka, tak aby w razie potrzeby można było łatwo go znaleźć i bezzwłocznie
wezwać pomoc.
6. Aparat. Ja jestem z tych, których określa się
mianem „chińskiej wycieczki”. Pstrykam dużo zdjęć, chcę uwiecznić każdą chwilę
i każdy moment. Czasami warunki w górach zmieniają się tak szybko, że zanim
zdążę wyciągnąć aparat, mgła przykryje obiekt mojej fascynacji. Dlatego zawsze
aparat też mam na wierzchu lub w futerale przewieszony przez ramię.
7. Okulary
przeciwsłoneczne.
Potrzebne i latem, i zimą, a dla takich wrażliwookich jak ja to niezbędny
element zawartości plecaka niezależnie od pory roku (jak widać na zdjęciach ja
się z moimi wielkimi „muchami” nie rozstaję). A propos słońca, warto też zaopatrzyć się w krem z filtrem i regularnie nakładać go
na skórę w czasie słonecznego dnia (szczególnie latem i zimą).
8. Nie potrafię obejść się bez pomadki ochronnej do ust. Dla niej
zawsze mam miejsce w małej bocznej kieszonce. Innym artykułem kosmetycznym są
oczywiście chusteczki higieniczne,
można też zaopatrzyć się w mokre chusteczki. Plasterek też nie zajmuje dużo miejsca, więc nie okaże się zbędnym ciężarem, a może okazać
się przydatny. Zazwyczaj mam też ze sobą Ibuprofen, tak na wszelki wypadek.
Pamiętam jak kiedyś, podczas podejścia na Rakoń tak okropnie zaczął mnie boleć
kręgosłup, że ból był nie do wytrzymania i zażycie tabletki okazało się
nieuniknione…
9. Dokument
tożsamości.
Niekoniecznie dowód osobisty, ale jakiś dokument tożsamości mam w portfelu. Tak
samo jak kilkanaście złotych na ewentualny posiłek w schronisku lub inne
nieprzewidziane okoliczności. W portfelu mam też karę ICE oraz karteczkę z moją grupą krwi. Tak w razie W.
10.
Mapa. To podstawa. Nie
wyobrażam sobie wyjścia w góry bez niej. I chociaż znam trasę wędrówki na
pamięć to i tak zawsze ją mam ze sobą. Poza tym, lubię podszkolić swoje
umiejętności w zakresie topografii terenu, więc na szczycie zawsze ją wyciągam
i wnikliwie studiuję. Kiedyś nosiłam także przewodnik. Przydaje się on wtedy,
kiedy nie znamy trasy, a nie wszystko przecież jesteśmy w stanie wyczytać z
mapy poziomicowej.
11. Warto także mieć jakiś woreczek na śmieci. W Parkach
Narodowych nie wolno wyrzucać papierków gdzie popadnie, a na szlaku nie ma
koszy na śmieci. Trzeba więc samemu zatroszczyć się o śmieci i włożyć je
tymczasowo do plecaka.
12. Kubek i
własna herbata. To w wypadku, gdy planujemy zatrzymać się na posiłek w
schronisku. Nie ma potrzeby przepłacać 4 czy 5zł skoro można wziąć swój kubek
(ja mam taki plastikowy więc waży tyle co nic) i torebkę herbaty, a każdym
schronisku jest przecież darmowy wrzątek. Za te zaoszczędzone 4zł można kupić
sobie np. popularną w Tatrach szarlotkę lub też inny smakołyk. J
13. „Deszczak”.
Tak, dokładnie taka nieznośna ortalionowa peleryna. Po pierwsze, bądź co bądź,
dobrze chroni przed deszczem (chociaż tu mogłabym lekko polemizować, bo w ten
płaszczyk nie przepuszcza powietrza więc w gruncie rzeczy człowiek zaczyna się
okropnie pod nim pocić i też jest mokry… ale utrzymajmy wersję, że jednak chroni
przed deszczem i jest naszym kołem ratunkowym). Ja jednak „deszczak” zabieram w
jeszcze innym celu. Otóż zajmuje on niewiele miejsca w plecaku, a w czasie
przerwy na posiłek jest doskonałym materiałem, żeby na nim usiąść. I ostatnimi
czasy, do tego mi on właśnie służy. J
14. W zimie – raki. Czuję się z nimi bezpieczniej i mam spokojniejszą głowę.
Ułatwiają schodzenie, a czasem i podejście bez nich wydaje się nie do
przejścia.
15. Jak widać na załączonych obrazkach
zabieram ze sobą też i wiernego przyjaciela Misia pluszaka, zgodnie
z regułą „tam gdzie wzrok poniesie,
wędrujemy razem”.
16. I ostatnia, ale jedna z najważniejszych
rzeczy, której nie pakuję co prawda do plecaka, ale też zabieram ze sobą to… uśmiech, pozytywna
energia i chęć przygody.
Bo bez tego to ani rusz!
A więc to
właśnie znajduje się w moim plecaku kiedy wybieram się w góry na jednodniowe
wycieczki. Czasem jest on do połowy pusty, czasem prawie pęka w szwach (tak, zdarza
się… J ). Jednak dobrze jest iść i mieć
świadomość, że najpotrzebniejsze rzeczy mamy na plecach (o ile oczywiście je
spakujemy i o niczym nie zapomnimy). Osobiście, uwielbiam swój plecak i nie zamieniłabym
go na nic innego!
A zatem pakujmy plecaki i ruszajmy na szlak!
Miliony razy Ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: ja,, osoba nie lubiąca gór, po przeczytaniu Twoich górskich wpisów, mam ochotę kiedyś założyć plecak na plecy i powalczyć ze swoimi słabościami na górskim szlaku. Póki co wygrywa rozsądek i lenistwo, ale jeszcze kilka wpisów i Rysy Expedition 2014 staną się rzeczywistością...
OdpowiedzUsuńMoń, przecież i tak doskonale wiesz, że kiedyś i tak cię zmuszę, żebyś ze mną poszła w góry! Wtedy dopiero będziesz mogła powiedzieć jak bardzo ich nie lubisz. Albo... zaczniesz je lubić! I cieszę się, że Cię motywuję do wyjścia w góry! :)
UsuńGórki są jak wirus. Jak już dopadną, trzymają i nie odpuszczą. :) I jest cudnie.
UsuńDokładnie tak! Wystarczy jedna chwila, żeby dostać bzika na ich punkcie, a potem to już przyciągają jak magnes! :)
UsuńOj to prawda, bardzo się tęskni za górami :)
UsuńCo tam woda, prowiant, mapa...(!) Gdybym tak zapomniała zabrać ze sobą w góry aparat fotograficzny to chyba już na wstępie zapłakałabym się z rozpaczy :D
OdpowiedzUsuńTak, ale wyobraź sobie taką sytuację - jesteś na szlaku, piękna aura, zapowiada się niesamowity dzień, wyciągasz aparat, zaczynasz cykać zdjęcia, a tu nagle pada ci bateria.... to jest dopiero okropność! :)
UsuńPraktyczny wpis! Uwielbiam Twoje zdjęcia z gór, uwielbiam! I chyba zmiany w szablonie, co? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Tak, (nie)wielkie zmiany w szablonie. Przydał się taki powiew nowości i świeżości na wiosnę! :)
UsuńPo za tym super wpis :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :)
Dziękuję :) I również cieplutko pozdrawiam! :)
Usuń