10 stycznia 2013

Pada śnieg, czyli początek zimy na Wielkiej Sowie

Pewnego dnia znowu sypnęło śniegiem. Korzystając z wolnej chwili, niezwłocznie wyruszyliśmy w góry. Za cel naszej pierwszej zimowej wyprawy wybraliśmy Wielką Sowę (1015 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Sowich.



Cel: Wielka Sowa
Szlak: czerwony 

Szlak czerwony rozpoczyna się przy przełęczy Sokolej, w miejscowości Sokolec. Tam, przy stokach narciarskich należy skręcić w lewo i iść pod stromą górę mijając Chatę pod Sową. Za niedługo, bo za jakieś 10-15 min dochodzimy do pierwszego schroniska na tej trasie – PTTK „Orzeł”. Wstępujemy tylko po pieczątki i idziemy dalej. Teraz zostaje nam już do przejścia ostatni kawałeczek stromego podejścia, a potem wchodzimy w las, gdzie ścieżka jest łagodna i idzie się naprawdę przyjemnie. Tym bardziej, że wokół nas biało, biało, biało. Niebo jednak wciąż jest spowite ciemnoszarą mgłą.



Po około 10 minutach dochodzimy do rozwidlenia, i odbijamy lekko na prawo, w dół do schroniska PTTK „Sowa”. Teraz jednak mijamy schronisko i idziemy dalej. Wstąpimy tam w drodze powrotnej. Po około 5 minutach dochodzimy do kolejnego rozwidlenia, gdzie skręcamy w prawo na Wielką Sowę. Do szczytu zostało nam jakieś 30 min. Mgła się zagęstnia, a my dalej się w nią zagłębiamy. Idziemy ostrożnie, choć nie ma wielkich obaw – śnieg nie jest zbyt śliski, przypomina raczej puchową, babciną pierzynkę … : )



W końcu dochodzimy do celu naszej wyprawy – droga zajęła nam nieco ponad godzinę. Na szczycie znajduje się wieża widokowa (wstęp dodatkowo płatny), z której rozpościerają się piękne widoki – ale nie tym razem. Bez sensu byłoby dla nas drapanie się na nią (mgła to jedyny widok na dzisiaj), więc rezygnujemy z tego punktu wycieczki.  Widoków z góry także brak – wszędzie tylko mgła. Zaczyna wiać wiatr, jest nam coraz chłodniej, więc obchodzimy wieżę dookoła, robimy zdjęcia, chętnie spoglądamy na wytrawnych ‘górołazów’, którzy zdecydowali się na rozpalenie ogniska i ciepłą przekąskę. A jeszcze bardziej urzeka nas ich czworonożny przyjaciel.


Wracamy dokładnie tą samą ścieżką, którą weszliśmy na górę, z tą tylko różnicą, że zahaczamy o schronisko „Sowa”, aby pożywić się kanapeczką i napić gorącej herbaty. Droga ze szczytu do schroniska zajęła nam 20 min, a ze schroniska do samochodu 25 min. 


Pierwszą zimową wyprawę uważam za udaną, i przyznam szczerze, że fascynował mnie widok drzew pokrytych białym puchem. Całość tworzyła niewątpliwie piękny pejzaż. Nieprawdaż?   =)

5 komentarzy:

  1. Pięknie, biało i zazdroszczę. Nigdy nie byłam w tym rejonie, toteż podwójnie zazdroszczę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zimą w lesie jest tak pięknie, biało, cicho i drzewa nie szumią, a powietrze świeże i mrożne. Pozdrawiam. Alina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna zimowa sceneria... :)

    OdpowiedzUsuń