Pewnego dnia znowu sypnęło śniegiem. Korzystając z wolnej chwili, niezwłocznie wyruszyliśmy w góry. Za cel naszej pierwszej zimowej wyprawy wybraliśmy Wielką Sowę (1015 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Sowich.
Cel: Wielka Sowa
Szlak: czerwony
Szlak czerwony rozpoczyna się przy przełęczy Sokolej, w miejscowości
Sokolec. Tam, przy stokach narciarskich należy skręcić w lewo i iść pod stromą
górę mijając Chatę pod Sową. Za niedługo, bo za jakieś 10-15 min dochodzimy do
pierwszego schroniska na tej trasie – PTTK „Orzeł”. Wstępujemy tylko po
pieczątki i idziemy dalej. Teraz zostaje nam już do przejścia ostatni
kawałeczek stromego podejścia, a potem wchodzimy w las, gdzie ścieżka jest łagodna i
idzie się naprawdę przyjemnie. Tym bardziej, że wokół nas biało, biało, biało.
Niebo jednak wciąż jest spowite ciemnoszarą mgłą.
Po około 10 minutach dochodzimy do rozwidlenia, i odbijamy
lekko na prawo, w dół do schroniska PTTK „Sowa”. Teraz jednak mijamy schronisko
i idziemy dalej. Wstąpimy tam w drodze powrotnej. Po około 5 minutach
dochodzimy do kolejnego rozwidlenia, gdzie skręcamy w prawo na Wielką Sowę. Do
szczytu zostało nam jakieś 30 min. Mgła się zagęstnia, a my dalej się w nią
zagłębiamy. Idziemy ostrożnie, choć nie ma wielkich obaw – śnieg nie jest zbyt
śliski, przypomina raczej puchową, babciną pierzynkę … : )
W końcu dochodzimy do celu naszej wyprawy – droga zajęła nam
nieco ponad godzinę. Na szczycie znajduje się wieża widokowa (wstęp dodatkowo
płatny), z której rozpościerają się piękne widoki – ale nie tym razem. Bez
sensu byłoby dla nas drapanie się na nią (mgła to jedyny widok na dzisiaj),
więc rezygnujemy z tego punktu wycieczki. Widoków z góry także brak – wszędzie tylko
mgła. Zaczyna wiać wiatr, jest nam coraz chłodniej, więc obchodzimy wieżę
dookoła, robimy zdjęcia, chętnie spoglądamy na wytrawnych ‘górołazów’, którzy
zdecydowali się na rozpalenie ogniska i ciepłą przekąskę. A jeszcze bardziej
urzeka nas ich czworonożny przyjaciel.
Wracamy dokładnie tą samą ścieżką, którą weszliśmy na górę,
z tą tylko różnicą, że zahaczamy o schronisko „Sowa”, aby pożywić się kanapeczką
i napić gorącej herbaty. Droga ze szczytu do schroniska zajęła nam 20 min, a ze
schroniska do samochodu 25 min.
Pierwszą zimową wyprawę uważam za udaną, i przyznam
szczerze, że fascynował mnie widok drzew pokrytych białym puchem. Całość
tworzyła niewątpliwie piękny pejzaż. Nieprawdaż? =)
Pięknie, biało i zazdroszczę. Nigdy nie byłam w tym rejonie, toteż podwójnie zazdroszczę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZatem zapraszam bardzo serdecznie! : ))
UsuńZimą w lesie jest tak pięknie, biało, cicho i drzewa nie szumią, a powietrze świeże i mrożne. Pozdrawiam. Alina.
OdpowiedzUsuńOtóż to! : )
UsuńPiękna zimowa sceneria... :)
OdpowiedzUsuń