29 czerwca 2012

Przesunąć horyzont, czyli opowieść o górach, życiu, marzeniach …


Ostatnio zupełnie nie miałam czasu na książki. Najpierw pochłonęła mnie szkoła, a potem – przeprowadzka i pakowanie niezliczonej ilości pudeł. A ten najważniejszy i najtrudniejszy dzień dopiero jutro. Dlatego dzisiaj znalazłam ostatnią wolną chwilę i skończyłam czytać książkę, którą cenię sobie najbardziej. Czytałam ją już po raz drugi.
„Przesunąć horyzont” Martyny Wojciechowskiej to zdecydowanie jedna z moich ulubionych książek. Po pierwsze jest stricte związana z moją pasją, czyli górami, a po drugie zawiera wiele cytatów, przemyśleń na temat śmierci, życia i jego sensu,  to książka o spełnianiu marzeń, wyznaczaniu celów w życiu i dążenia do ich realizacji. Z pewnością nie jest ona tylko dla góro-maniaków – każdy może ją przeczytać. Jednakże osoby w jakikolwiek sposób związane z górami mają większe szanse na dogłębne zrozumienie tej książki i jej sensu – po prostu będzie im bliższa. Skłania ona również do głębokich refleksji nad życiem i naszymi przyziemnymi problemami, które w górach kompletnie nie mają znaczenia. Mi osobiście wiele uświadomiła i wpłynęła na moje patrzenie na pewne sprawy. 

20 czerwca 2012

Sandomierz, czyli krótka wizyta w mieście Ojca Mateusza

Jako, że zbliża się koniec roku szkolnego, oceny są już wystawione, a pogoda aż za dobra – postanowiliśmy wybrać się na króciutką wycieczkę do Sandomierza. Sandomierz, czyli polskie miasto, w którym w każdy czwartek dzieje się coś złego – to oczywiście za sprawą znanego serialu „Ojciec Mateusz”. Niestety nie było nam dane spotkać bohaterów tego serialu, ale jako że ja jestem jego miłośniczką, milo było zobaczyć dobrze mi znane z ekranu telewizora miejsca. 

Widok na rynek z wieży
  Wycieczkę rozpoczęliśmy od wspięcia się na basztę (bilet ulgowy kosztował 3zł). Jakieś 100-150 schodków w górę i już jesteśmy na szczycie tej ponad 30 – metrowej wieżyczki. Stamtąd roztacza się widok na cały Sandomierz i Wisłę. Robimy zdjęcia i po chwili schodzimy na dół. Potem kierujemy się w stronę rynku. Kolejnym i właściwie ostatnim obiektem przez nas zwiedzanym jest trasa podziemna. Cena biletu ulgowego – 6zł, normalnego – 10zł. Dołączamy się do grupy i zaczynamy zwiedzanie. Jest ono możliwe tylko z przewodnikiem.  

Widok z wieży

Dawniej w tych podziemiach mieściły się magazyny kupców sandomierskich. Zostały one zbudowane, a właściwie wydrążone w lessowych skałach, w XIV-XV w.    Z tym miejscem wiąże się też kilka legend – między innymi ta o Halinie Krępiance. A o czym ona dokładnie mówi, to można się dowiedzieć zwiedzając podziemia rynku w Sandomierzu.Trasa kończy się przy ratuszu. Kiedy wyszliśmy z podziemi, boleśnie odczuliśmy jakieś 30 stopni panujące na zewnątrz. Zrobiliśmy małą rundkę przechadzając się uliczkami nieopodal rynku i starego miasta. Na koniec obeszliśmy jeszcze rynek, popstrykaliśmy zdjęcia i z powrotem zapakowaliśmy się do samochodu.




Mieliśmy jeszcze dosyć sporo czasu, więc postanowiliśmy wstąpić do Baranowa Sandomierskiego. Tam przeszliśmy się po pięknych ogrodach, pooglądaliśmy renesansowy zameczek z zewnątrz, jak zawsze porobiliśmy zdjęcia. Niestety nie zwiedziliśmy wnętrza zamku.
Potem już powrót do domu. 


Zamek w Baranowie Sandomierskim

9 czerwca 2012

Giewont i Kasprowy, czyli góry z gitarą

Zakopane po raz kolejny! Gdzie indziej mogłabym być w czasie długiego weekendu?   : )
Prognozy pogody nie były za bardzo sprzyjające. Rano wstaliśmy bardzo opornie i dopiero około 10.00 zebraliśmy się do wyjścia. Plan następujący: Kuźnice - Kasprowy Wierch - Kopa Kondradzka - Przełęcz Kondracka  - Hala Kondratowa - Kuźnice. Tak więc ruszyliśmy!

Do Kuźnic na nogach, bo mieszkamy całkiem blisko. Kolejka do  kasy biletowej niezmiernie długa, jednak udało się nam jakoś przedostać na jej przód, i w rezultacie szybciej wyjechać. Pogoda całkiem sympatyczna – niebo trochę zachmurzone, ale słoneczko przedzierało się przez chmury. Podróż kolejką nie robi już na mnie takiego oszołamiającego wrażenia – w końcu jechałam nią już jakiś 5 raz. Ale widoki były naprawdę ładne. Przesiadka w Myślenickich Turniach, potem już sam Kasprowy. Pstrykamy kilka fotek i idziemy na górę pod obserwatorium. Tam jak zazwyczaj – bardzo wietrznie. Znowu zdjęcie, zdjęcia, zdjęcia. Potem już ok. 11.25 wkraczamy na czerwony szlak. Kierunek – Czerwone Wierchy. 

Ścieżka jest w porządku, na początku idzie się z górki, więc człowiek nie męczy się tak bardzo. Widoki – imponujące. Na wprost widać Kopę Kondracką i Małołączniak, po prawej stronie Giewont, z lewej – Tatry Słowackie. W tyle zostawiamy Kasprowy Wierch, a w oddali można dostrzec Świnicę i Krywań . Jest naprawdę pięknie. Będąc może w połowie trasy na Kopę Kondracką spotykamy niecodziennych turystów – dwóch mężczyzn i pana Witka (Witold Szymański; gość z Atlanty). Zgadnijcie co robił pan Witek? Grał na gitarze i śpiewał piosenki. Zafascynowana tym widokiem zaczęłam robić mu zdjęcia i nagrywać filmik. Wtedy panowie zaprosili mnie do zdjęcia z panem Witkiem. Tak więc zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy dalej. Panowie akuratnie ruszyli zaraz za nami. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że zmierzamy w tym samym kierunku. Panowie jednak mieli zamiar z Kopy Kondradzkiej iść na Giewont i dopiero potem  zejść do Kuźnic. Przekonali nas abyśmy im towarzyszyli. Atmosfera była bardzo sympatyczna, więc czemu nie?! 

Wkrótce pora na mały odpoczynek. Pan Witek spotyka turystki, które także odpoczywają, i zaczyna grać na gitarze. To samo dzieje się kiedy wchodzimy na Kopę Kondracką – wszyscy stojący na szycie są zaabsorbowani osobą pana Witka. Część z nich nawet rozpoznaje go - w końcu jest dosyć znanym artystą ulicznym i grał też wielokrotnie dla Jurka Owsiaka na WOŚP (ma nawet honorowy medal), uczestniczył w wielu programach w TV.  Na Kopie kończy się też czerwony szlak. 
Potem idziemy w stronę Przełęczy szlakiem żółtym. Tam znowu piękne widoki, szczególnie na Tatry Słowackie. W oddali widać też Kasprowy. Czasem aż trudno uwierzyć, że tak daleką drogę się stamtąd przebyło. Z Przełęczy już na Giewont szlakiem niebieskim. Droga minęła dosyć szybko – z małymi tylko postojami na fotki. Potem dłuższa chwila na szczycie. Rzeczywiście fascynujący krajobraz. Widać Kościelisko, Zakopane i inne sąsiadujące miejscowości, część Tatr Zachodnich, ponownie Małołączniak, Kondradzką Kopę, w oddali Tatry Słowackie, Kasprowy Wierch, Świnica, Krywań. Kiedy byłam na Giewoncie latem widziałam tylko mgłę. Teraz wiem, ile straciłam.  

Z Giewontu ponownie na Przełęcz, a stamtąd już dalej niebieskim szlakiem na Halę Kondratową. Tutaj już moje nogi, a w szczególności stopy dały się we znaki. Nie lubię schodzić z gór, zdecydowanie bardziej wolę wchodzić. Ale za to lubię to uczucie zmęczenia, kiedy wiem ile mam już za sobą i ile mnie to kosztowało, żeby osiągnąć cel. Z Hali Kondratowej dalej niebieskim szlakiem do Kuźnic. Do tego ostatniego miejsca dotarliśmy ok. 18.20. Potem już tylko do ośrodka, krótki odpoczynek i na Krupówki. Patrząc stamtąd na Giewont oczywiście nie mogłam oprzeć się myśli "Hej, byłam tam!". 

Kolejka na Kasprowy Wierch

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...