Niedawno temu dużym, medialnym wydarzeniem były kolejne upadki koni w
drodze z Palenicy Białczańskiej nad Morskie Oko, co skłoniło władze TPN-u do prób
wprowadzenia nowego rozwiązania. Od wczoraj na tej trasie testowane są melexy. Jak powszechnie wiadomo temat koni - bardzo kontrowersyjny. Od zawsze
toczyły się spory między ekologami a góralami. Osobiście uważam, że wina do
końca nie stoi ani po stronie górali, ani po stronie turystów. Jak gdzieś
kiedyś przeczytałam – popyt napędza podaż. Myślę, że tak może być i w tym
przypadku.
Nie jestem miłośniczką zwierząt, konie jako konie mnie nie
fascynują, jednak patrząc na załadowane ludźmi bryczki pędzące do Włosienicy,
to żal mi się trochę zwierzaków robi. Ja się męczę idąc pod górkę, a co dopiero
koń ciągnący ze sobą ciężar w postaci kilku rozleniwionych turystów, pokonując
różnicę wzniesień wynoszącą ponad 300 m. Tak, tak do tego własnie są te konie przystosowane,
specjalnie hodowane w tym celu, zadbane i karmione, wszyscy o tym wiemy. Mimo wszystko jednak uważam,
że dwanaście sadełek + góral + wóz + 300 m w górę = zbyt dużo. Proste działanie matematyczne. Chociaż jak uwzględnić fakt, że konie w przeszłości służyły na wojnach, czy pomagały rolnikom na polach, to wszystko już nie jest takie oczywiste.
Nad Morskim bywam stosunkowo dosyć często i chociaż szczerze nie lubię tego
9-kilometrowego asfaltu, to jednak nie korzystam z transportu konnego. No dobra,
raz nam się zdarzyło, kiedy byłyśmy z mamą przemoczone i zmęczone, a było już
późne popołudnie, to w drodze powrotnej zdecydowałyśmy się na zjazd bryczką z
Włosienicy. Oprócz nas była jeszcze para – w sumie cztery osoby. Nie dwanaście.
Nie pod górę.
Zanim jeszcze do sedna sprawy, to zadajmy sobie banalne
pytanie „Dlaczego turyści decydują się na transport konny?” Słyszy się
najróżniejsze wymówki, te mniej i bardziej sensowne. A ja z mojej perspektywy
dorzuciłabym jeszcze jedną, chyba najprostszą – ludzie jeżdżą bryczkami, bo te po
prostu… są. Ktoś kiedyś wpadł na taki pomysł i wprowadził takie, a nie inne
bryczki do Doliny Rybiego Potoku. Dlaczego więc nie przejechać się tą bryczką
skoro jest się na wczasach i najzwyczajniej w świecie chce się skorzystać z
dodatkowej atrakcji? W drugą stronę przejdziemy się już na nogach. Podobnie jak
korzysta się z kolejek wywożących nas na szczyty. Można iść na nogach, ale
można też skorzystać z ułatwienia i dodatkowej rozrywki skoro jest taka
możliwość. Przy okazji zaoszczędzi się czas i wyda zbędne pieniądze, oraz nie zmęczy się zanadto, czyli to, o co na wyjeździe chodzi najbardziej.
:D
Bo burzliwych naradach pojawiła się koncepcja zastąpienia
koni przez … melexy. Bo ekologiczne i nie trzeba do tego żadnej dodatkowej „siły
roboczej”. Jak tylko o tym usłyszałam, to z pewnością podskoczyło mi ciśnienie i
ogarnęły ponure myśli, a jednocześnie irytacja. Melexy?! W Tatrach?! Wyobraziłam
to sobie i bynajmniej ta wizja mi się nie spodobała… Jak to możliwe, żeby w tak
klimatycznym miejscu jak nasza tatrzańska dolina, jeździły melexy? Podhale,
Tatry, Górale i … melexy. Góral za kierownicą melexa. Coś mi tutaj nie pasuje
do kontekstu, do historii i tradycji. Dlaczego nie można by wprowadzić
mniejszych bryczek – czteroosobowych, takich jak w innych dolinach
(Chochołowskiej czy Kościeliskiej)? To przecież bardziej synchronizuje się z
tamtejszą kulturą i klimatem. Taki transport był używany od dawien dawna,
dlaczego więc nie kontynuować tej tradycji i specyfiki? To konie pasują do
tamtejszego krajobrazu, a nie jakieś „plastikowe wózki”. Bryczka na tle
tatrzańskiej doliny prezentuje się przecież tak dostojnie… A melexy kojarzą mi
się z nadmorskimi kurortami, Słowińskim Parkiem Narodowym, polami golfowymi czy
Krakowem, w którym melex jest jednym ze sposobów na szybkie zwiedzenie centrum.
Nie chciałabym, aby kojarzyło mi się z nimi i Morskie Oko… Poza tym,
pozostałaby jeszcze kwestia „bezrobotnych” koni, których utrzymanie byłoby zbyt
drogie dla górali. Co więc się z nimi stanie? Odpowiedź sama się narzuca.
Żródło: http://fakty.interia.pl/malopolskie/melexy-zamiast-koni-zdjecie,iId,1546865,iSort,5,iTime,1,iAId,123981 |
Poprzez melexy góry stracą swój urok. Kto bywa w Tatrach i
jest z nimi związany to chyba wie, o czym mówię. A chyba nawet nie bardzo
świadomym turystom też coś świta, bo pytani o to, czy woleliby przejechać się
bryczką, czy melexem, odpowiadają, że bryczką. Mam nadzieję, że sytuacja zostanie rozwiązana w inny sposób, a Morskie Oko nic na tym nie straci. :)
Ja tam wolałbym już tam bryczki niż melexy. Chociaż lepszy melex niż auto robiące za taksówkę jak do Domu Śląskiego na Słowacji.
OdpowiedzUsuńAle jak zauważyłaś, ludzie korzystają, bo są. Gdyby nie było, to by nie jeździli :-)
Jak dla mnie bryczki są naprawdę najlepszym rozwiązaniem, tyle tylko, że nie w postaci tych ogromnych wozów, ale mniejszych, czteroosobowych. :)
UsuńRozumiem, że melexy są jakiś tam sposobem na uciszenie afery, ale moim zdaniem... zupełnie tam nie pasują. Jak dla mnie takie ułatwienia są potrzebne tylko dla osób, które mają trudności z dotarciem nad Morskie Oko (ludzi niepełnosprawnych, starszych, rodziców z dziećmi), a nie dla wygodnisiów, którzy wstają z fotela akurat na wakacje, postanawiają przewieźć swój tyłek nad Morskie Oko, tam wybić browara i walnąć butelkę w krzaki... Bo niestety, w jakiejś tam części tak to wygląda.
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, jak to właściwie ostatecznie rozwiążą ;)
Zgadzam się - Morskie Oko jest na tyle pięknym miejscem, że osoby nie do końca sprawne również powinny mieć szansę, aby się tam dostać.
UsuńPrzykre jest to, że dla niektórych ważniejszy jest browar niż piękno naszych gór.
Osobiście jestem bardzo ciekawa, na jakim rozwiązaniu to wszystko ostatecznie stanie. Tak, jak piszesz, ludzie jeżdżą bryczkami, bo te są. Jednocześnie podpisuję się pod słowami Hemli. Nie ma się co oszukiwać - większość korzystających z tego transportu to właśnie ci, którzy jadą do Morskiego na browara.
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa rozwiązania i jednocześnie pełna nadziei, że skończy się na melexach. :)
UsuńJutro wybieram się do Zakopanego więc trafiłaś w sedno tym postem. Faktycznie te małe autka to nieporozumienie. Sama nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Konie były od zawsze i na pewno można by wprowadzić dla nich jakieś udogodnienie. A te nagłośnione sytuacje zazwyczaj odbywały się podczas upałów więc każdy jeden człowiek, zwierzak czy nawet silnik melexy pada w takiej trasie, tym bardziej po kilkakrotnym pokonaniu tej trasy...
OdpowiedzUsuńTak, mówi się nawet o tym, aby zamontować w wozach jakieś silniczki, które będą ułatwiały koniom pracę, jednak jak widać, niektórzy stoją murem za melexami.
UsuńA konie padały też przez to, że miały jakieś problemy zdrowotne, a nie do końca dlatego, że nie wytrzymały presji i nacisku turystów...
Ja tam bym całkiem zlikwidował ruch kołowy z Palenicy do MOK-a. Jedynie służby ratownicze ;)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony byłoby to dobre - może w końcu plaża nad Morskim by chociaż troszeczkę opustoszała... ;)
UsuńJa też uważam, że nie powinno być ani melexów, ani bryczek. Po co jechać w góry skoro nie chce się po nich chodzić. Tylko jakiś awaryjny melex dla niepełnosprawnych. I wnioskuję o zakaz sprzedaży piwa w schroniskach górskich:). Nie mogłam oczom uwierzyć jak zobaczyłam ludzi, którzy po 2h wędrówce do tego w 30C upale kupują piwo i potem idą dalej. A potem ciągle słyszymy o wypadkach w Tatrach.
OdpowiedzUsuńJa nie mam nic przeciwko sprzedaży piwa w schroniskach - sama piwoszką nie jestem, ale wiem, że po całodziennej wędrówce z perspektywą noclegu w schronisku, w miłym towarzystwie niektórzy lubią się napić butelkę czy dwie tego trunku. Poraża mnie jednak to, że ludzie potrafią być tak bezmyślni, że po wypiciu podwójnej dawki % pchają się w góry. Albo idą do schroniska tylko na browara. Tego nie rozumiem.
UsuńDokładnie, ja też nie mam nic przeciwko jak ludzie są rozsądni, ale wiele osób nie ma niestety wyobraźni i potem katastrofa. To samo nad morzem.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Jak patrzę na to, co ostatnio miało miejsce (pijany na Zawracie) to ręce opadają...
UsuńW pięknej szwajcarskiej miejscowosci - Zermatt jest zakaz uzywania samochodów spalinowych i kurują w mieście tylko bryczki a samochodami o napędzie elektrycznym dowozi się do miasta towar, turystów do hoteli itp..Jakoś nikt temu się nie sprzeciwiał, nie wykłócał, bo najważniejszą rzeczą ochrona przyrody. Takie melrxy powinny jeździć po naszym Zakopanym a do Morskiego absolutnie tylko bryczki we dwa konie. Ludzi niepełnosprawnych w górach prawie nie widuję, najbardziej leniwe są te eleganckie panie i panowie którzy idą dla szpanu i potrzebują sie wozić.I wiecie co ? W Polskich Tatrach się nie pije piwa...chleje się piwo, po wędrówce można się napic piwa w domu. A czy nie mozna sie bez piwa obejść dzień albo dwa?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samo Zakopane, to ochrona przyrody bynajmniej nie stoi tam na pierwszym miejscu, a powietrze jest zanieczyszczane nie tylko przez samochodowe spaliny...
UsuńA co do picia piwa, to prawda, większość osób przesadza z ilością tego "złotego trunku". Tak jak już wcześniej napisałam, nie mam nic przeciwko jednej butelce, wieczorem w schronisku, po wędrówce. Ale nie więcej, a już na pewno nie przed/w tracie wędrówki i nie jako jej cel.
Morskie oko jest tematem tabu, ja osobiście uważam, że meleksy same w sobie są zanieczyszczeniem dla środowiska, lecz nie mówię, że 12 osób w bryczce to coś dobrego. Ograniczenie liczby ludzi w bryczce byłoby najlepszym rozwiązaniem, ale góralom byłoby wtedy za mało ot taka filozofia. Ekolodzy krzyczą o konie a nie patrzą że meleksy także dużo szkody by zrobiły.
OdpowiedzUsuń