W Bieszczadach wcześniej byłam tylko raz. Tego roku jednak postanowiłam
znowu się tam wybrać, tym razem na dłużej i we wczesno jesiennej porze. Kiedy
tam jechałam okolice były wciąż zielone, myślałam zatem że nici z moich
brązowo-złotych wyobrażeń. Jednak o ile na dole drzewa rzeczywiście były
zielone, to na połoninach panowała już jesienna sceneria… Wybornie!
Przyjechałyśmy w Bieszczady w środowe popołudnie. Była piękna pogoda,
aż szkoda byłoby tego nie wykorzystać. Już w czasie podróży chodziła mi po
głowie myśl, żeby pójść na Połoninę Caryńską (1297 m n.p.m.) na zachód słońca. Wybrałam właśnie
ją, ponieważ zielonym szlakiem z Przełęczy Wyżniańskiej (853 m n.p.m.) można się tam dostać w godzinę, co jest
stosunkowo niedługim czasem. O 17.00 meldujemy się więc na parkingu, zaraz później
wędrujemy ku naszemu dzisiejszemu celowi.