23 kwietnia 2014

Tam, gdzie wracać zawsze będę, czyli moja opowieść o Taize

Podczas tegorocznych Świąt Wielkanocnych coś mnie tknęło i włączyłam płytę z pieśniami z Taize. A co za tym idzie, zaczęłam wracać wspomnieniami do tego miejsca i chwil, które tam spędziłam zeszłego lata…


Pierwszy raz do francuskiej wioski Taize zawitałam prawie dwa lata temu. Wtedy byłam nieco przestraszona, pełna obaw odnośnie sposobu organizacji i funkcjonowania wspólnoty i tego, czy będę w stanie przystosować się do tamtejszych realiów. Jednak spędzając tam zaledwie tydzień, już po pierwszym dniu się tam zadomowiłam. I faktycznie, wioska ma w sobie coś takiego, że jak raz się tam pojedzie, to przybywa się do tego miejsca ponownie. Na mnie też zadziałała ta magiczna siła przyciągania i wyjazd do Taize stał się oczywistym w moich zeszłorocznych wakacyjnych planach.


Za drugim razem dzień przybycia do wioski i przyjęcie nie było dla mnie już tak stresujące jak za pierwszym razem, kiedy wszystko było takie obce. Przywykłam już do widoku setek walizek i bagaży umieszczonych pod namiotem R i w jego okolicach. „Po znajomości” udało nam się otrzymać zakwaterowanie w „międzynarodowym” pokoju. Mieszkałyśmy bowiem z dwoma Holenderkami, Francuzką i Niemką. Z dwoma ostatnimi utrzymywałyśmy bardzo przyjazne relacje, a Holenderki raczej nie były zainteresowane konwersacją.  




19 kwietnia 2014

Wielkanoc już tuż tuż, czyli Wesołych Świąt!


Zbliżają się Święta Wielkiej Nocy i z tej okazji chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom:

smacznego jajka
kolorowych pisanek
suto zastawionego stołu
pysznego żurku
dobrze wypieczonej babki
słodkiego mazurka
milej rodzinnej atmosfery
mokrego dyngusa
radosnego nastroju
pogody ducha
czterolistnej koniczynki
dużo wiary, nadziei i miłości


Wesołego Alleluja!


14 kwietnia 2014

Zielony Paryż, czyli wizyta w Ogrodzie Luksemburskim

Ogród Luksemburski (Le Jardin du Luxembourg) położony jest na lewym brzegu Sekwany, niedaleko Panteonu i Sorbony. To jeden z największych parków w Paryżu. Pamiętam, że my dotarłyśmy tam właśnie spacerując wzdłuż uliczki (Rue Soufflot) prowadzącej od Panteonu wprost do bram Ogrodu. 



Monika wyczytała gdzieś, że w okolicy Ogrodu sprzedają najlepsze creps w całym Paryżu. Wiedziałyśmy więc, gdzie się udać. Jednak ja jak to ja, zamieniłam tę uroczą chwilę w koszmar. A dlaczego? Otóż nie przeczuwając niczego nadzwyczajnego, zamówiłam sobie naleśnika z dżemem… pomarańczowym! I tak oto, zamiast delektować się smakiem crep’a, ja borykałam się z niesmacznym dżemem. Ojj, nigdy więcej!
 Na całe szczęście nie mam fotografii upamiętniającej tą przekąskę. :)


Na szczęście wizyta w Ogrodzie Luksemburskim szybko wyleczyła mnie z niesmaku. Szerokie aleje otoczone rzędem drzew, dużo zieleni i kwiatów, spokój. Gdy zobaczyłyśmy beztroskich Paryżan wylegujących się na trawce, nie mogłyśmy się oprzeć pokusie dołączenia do ich grona. Wyciągnęłyśmy więc jakieś chustki i raz dwa już leżałyśmy na zielonym dywanie. I tak całkiem miło i sympatycznie relaksowałyśmy się po przedpołudniowym zwiedzaniu Muzeum Pompidou.


Właśnie za to kocham Paryż! Jest tam tak wiele miejsc i parków gdzie można sobie przyjść ze znajomymi, usiąść i spożyć lunch lub po prostu porozmawiać... 


Ogród Luksemburski oczarował mnie od pierwszej chwili, kiedy przeszłam przez jego bramy. Najbardziej podobało mi się otoczenie Pałacu Luksemburskiego, w którym obecnie mieści się siedziba Senatu. Sam Ogród powstał w latach 30. XVII w. na życzenie Marii Medycejskiej (żony Henryka IV).  Pałac został zaprojektowany w typowym francuskim stylu, którego zresztą jestem wielbicielką. 


9 kwietnia 2014

Czekając na kolory lata, czyli o kwiatach w dziadkowym ogródku

Formalnie wiosna rozpoczęła się kilka tygodni temu, a nieformalnie trwa… od jesieni. W powietrzu czuć już ciepłe podmuchy wiatru, dnie są coraz dłuższe, a okoliczne parki i skwerki stają się zielone. Ostatnio jednak będąc pochłoniętą tematem matury, studiów i oczywiście planowaniem wakacji, rzadko bywam na dziadkowej działce, która (co wiem ze słyszenia) obfituje w zieleń. Jednak w ramach rekompensaty otwieram czasami folder ze zdjęciami zatytułowany „Działka” i oglądam zdjęcia jakie zrobiłam zeszłej wiosny i minionego lata. O tak, jak dobrze, że świat za niedługo znowu stanie się tak kolorowy i różnobarwny jak kwiaty u dziadka na działce.



1 kwietnia 2014

Trzydniowiański, Kończysty, Starorobociański, czyli wierchowy zawrót głowy

Otoczenie Doliny Chochołowskiej jak dotąd było tą częścią Tatr, którą rzadko odwiedzaliśmy. Chcąc zatem poznać to, co jeszcze nam nieznane decydujemy się na Starorobociański Wierch.  


Cel: Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.)
Szlaki: zielony - czerwony

Z samego rana opuściliśmy schronisko na Polanie Chochołowskiej i udaliśmy się na szlak. Chwilkę szliśmy zielonym, by zaraz odbić w prawo na szlak czerwony będący jednocześnie szlakiem papieskim. Po około 30-40 minutach szlak papieski odchodzi w lewo. Do tego momentu droga nie jest trudna, nie ma zbyt wielu podejść – zaledwie kilka łagodnych. W międzyczasie przechodzimy przez Wyżnią Polanę Jarząbczą skąd rozpościera się przed nami widok na Łopatę.


Niedługo po rozłączeniu szlaków, nasza ścieżka zaczyna wzbijać się coraz bardziej w górę. Po wyjściu z lasu, idąc już otwartym terenem nachylenie terenu zwiększa się, a przed samym Trzydniowiańskim Wierchem (1758 m n.p.m.) podejście robi się dosyć strome. Po niecałych 2h dotarliśmy już na szczyt. Była godzina 9. Miły i słoneczny poranek. Cisza i spokój. Oraz ta niesamowita czystość i nieskazitelność gór o tej porze dnia.





Nie zastanawiając się dłużej, ruszamy dalej szlakiem zielonym w kierunku Kończystego Wierchu. Ledwie zrobiliśmy kilka kroków, wiatr zaczął gwizdać nam do uszu. Im byliśmy wyżej, tym bardziej wiało. W pewnym momencie zbocze góry zdawało się płynąć – wiatr podwiewał sypkie kłęby śniegu, które sunęły po powierzchni. Naprawdę fascynujący widok!


 Z każdym krokiem odsłaniała się nam szersza panorama Tatr. Po lewej stronie, w oddali widać było szczyty Tatr Wysokich, a przed nimi wierzchołki Tatr Zachodnich. Po prawej stronie, już od początku drogi na Kończysty Wierch towarzyszył nam widok na Wołowiec oraz Rakoń (na które wdrapaliśmy się dzień wcześniej).



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...