24 grudnia 2013

Tam gdzie wiało i było biało, czyli w śniegu po kolona przez Czerwone Wierchy

Kiedyś pisałam już o zielonych Czerwonych Wierchach, a dzisiaj będzie o ... białych Czerwonych Wierchach. Nie mogę się już doczekać białych ulic mojego miasta oraz ośnieżonych górek, w które wpatruję się przez okno, dlatego póki co, wracam wspomnieniami do pewnego białego górskiego dnia...


Opisując pewien górski, listopadowy poranek mogłabym zacytować "Aż tu nagle pewnego rana cudna przemiana". Ledwie otworzyłam oczy, podeszłam do okna i zobaczyłam, że na zewnątrz jest... biało. Tyle tylko, że temperatura była dodatnia, więc już od samego rana śnieg zaczął topnieć a z nieba leciało coś śniego-deszczo­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­-podobnego. Jednym słowem - była ciaparaja. Tak nas powitał poranek na Kalatówkach. Więc wszystko, oprócz przymiotnika cudna by się zgadzało.


Cel: Czerwone Wierchy (2004 - 2096 -2122 m n.p.m.)
Szlaki: niebieskiżółtyczerownyżołtyniebieski



Na szczęście zanim doszliśmy na Halę Kondratową, mgła zdążyła ustąpić, opady ustały, temperatura była niższa i utrzymywał się już śnieg. Dłużej nie zwlekając podjęliśmy kierunek: Przełęcz Kondracka i dawaj do góry pniemy się niebieskim szlakiem, który na szczęście był już przetarty. Po godzinie dochodzimy do przełęczy. Tam spotykamy 3-osobową grupkę, która przecierała nasz szlak.


20 listopada 2013

Z czarno-białej perspektywy, czyli morze bez błękitu nieba

Nasze otoczenie jest barwne i kolorowe. Istnieje tyle kolorów, że chcąc nazwać je wszystkie trzeba by poświęcić sporo czasu. Jednak jak dla mnie, to właśnie biel i czerń są barwami posiadającymi pewną wyższość nad innymi kolorami. Obydwa czyste i wyraziste, symboliczne, przeciwstawne.




Na blogu zazwyczaj jest kolorowo. Barwne fotografie, przepełnione kolorami krajobrazy. Ale dzisiaj dla odmiany  będzie czarno-biało. Bo czarno-biało wcale nie znaczy mniej ciekawie czy szaro-buro. To po prostu inny wymiar fotografii. Czasem mam wrażenie, że bardziej poważny i patetyczny, niemniej jednak równie intrygujący. W końcu początki fotografii to właśnie czerń i biel. Jest coś niezwykłego w takich zdjęciach. Nasz wzrok nie jest rozproszony barwnymi elementami, można więc dostrzec więcej szczegółów. Przy tym czarno-białe zdjęcia są takie klimatyczne….


Zapraszam zatem na spacer brzegiem morza wzdłuż kołobrzeskich plaż w czarno-białej scenerii.

13 listopada 2013

Wiktorówki, czyli uczcijmy pamięć o tych, którzy zginęli w górach

Góry - jakże piękne, jakże zdradliwe. Bywa, że lubią pokazywać swoją wyższość nad człowiekiem. W starciu człowiek-góry ten pierwszy staje się nic nie znaczącym w obliczu skał i przepaści.
Znamy wiele sławnych postaci, które zmagając się z górą polegli. Jednak oprócz nich, w górach życie straciło setki innych ludzi. Na tatrzańskich Wiktorówkach znajdą się tablice upamiętniające tych, którzy zostali w Tatrach na zawsze.







4 listopada 2013

Buda, czyli naddunajskie wzgórze zamkowe

Budapeszt – węgierska stolica, powstała po połączeniu dwóch miast rozwijających się przy brzegu Dunaju – zachodniej Budy oraz wschodniego Pesztu. Są one niejako swoimi przeciwieństwami – Buda to pagórkowaty teren z dużą ilością parków i lasów, Peszt to obszar nizinny, skupiający centrum miasta.
W tym wpisie skupię się na wschodnim brzegu Dunaju, czyli Budzie, a dokładniej rzecz ujmując – na Wzgórzu Zamkowym.


Zamek Królewski (Budavári Palota). Od razu rzuca się w oczy dumnie i majestatycznie wznoszący się nad Dunajem dawny Zamek Królewski. Na  zboczach wzgórza mnożna dostrzec pozostałości po murach obronnych Budy. Dziś cały kompleks zabudowań królewskich, podobnie jak i całe Wzgórze Zamkowe, znajdują się na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. W pałacu obecnie mieszą się: Galeria Narodowa, Muzeum Historii Budapesztu, Biblioteka Narodowa oraz Muzeum Sztuki Współczesnej. Jest zatem w czym wybierać.


3 października 2013

Zamknięci w złotej klatce, czyli słów kilka o Wersalu

Złota klatka – właśnie tak nazywano Pałac Wersalski  za czasów jego świetności. Ogromna posesja, największa w Europie, cała w barokowym złocie. A w niej zamknięta siedemnastowieczna francuska arystokracja. Dzisiaj pałac jest symbolem francuskiego ancien régime. Miał on bowiem świadczyć o bogactwie króla i potędze Francji. Inicjatorem powstania pałacu był Ludwik XIV. Wkrótce Wersal stał się jego główną rezydencją, a wraz z nim przeniósł się tu cały dwór francuski. W 1789 roku rewolucja francuska objęła Wersal i pałac został zdobyty.



Pałac był wielokrotnie rozbudowywany i przebudowywany.  Znajduje się w nim blisko 700 pomieszczeń, jednak tylko 120 z nich udostępnionych jest do zwiedzania. Najwspanialsze są komnaty królewskie oraz królewska kaplica.


Wersal był świadkiem wielu kluczowych wydarzeń historycznych. To właśnie w tutaj miało miejsce podpisanie pokoju z Niemcami, kończącego I wojnę światową.





Pałac wersalski to jedno, ale ogrody do niego przyległe to druga sprawa. Zaprojektowane w stylu francuskim z licznymi fontannami i rzeźbami zachwycają elegancją i przejrzystością. 



Jak w każdym francuskim muzeum, tak i tutaj wstęp dla uczniów i studentów z UE jest bezpłatny i nie trzeba stać w kolejce po bilety (nie trzeba mieć tzw. ‘free ticket’). Jednak należy wystać swoje w kolejce do wejścia do pałacu. W moim przypadku było to jedyne 1,5 h w piekącym słońcu i upale.


Jak dojechać?

Najlepiej dojechać pociągiem RER (linia C) z Paryża – przy czym trzeba dokładnie sprawdzić pociągi, bo nie każdy kursuje do Wersalu. Można tu też dojechać własnym samochodem. 



Całość robi naprawdę duże wrażenie. Przepych, mnóstwo ozdób, wszystko dopracowane co do najmniejszego szczegółu. Taka właśnie jest wersalska rezydencja. I można sobie tylko wyobrazić jak kiedyś po tych komnatach przemieszczali się francuscy dostojnicy...

23 września 2013

Ivano Dibona, czyli pierwsza dolomicka ferrata

Bedąc tego lata w Dolomitach, a konkretniej w Cortinie d’Ampezzo dałam się skusić na wyprawę via ferratą. Właściwie od samego początku byłam ciekawa jak wyglądają ferraty i jak się nimi porusza po górach, a że moja znajoma była w tym temacie oczytana i zapoznała się z większością takich szlaków w tej części Dolomitów, to skorzystałam z okazji i wybrałam się z nią na via ferratę Ivano Dibona.

9 września 2013

O symbolu Paryża, czyli Wieża Eiffla z bliska

Tej budowli nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Od najmłodszych lat każdy z nas jest z nią na ty. Znak rozpoznawczy stolicy Francji. Bez niej Paryż nie byłby TYM Paryżem. To najwyższa budowla miasta – ma 324 m, usytuowana na Polu Marsowym. Mowa oczywiście o Wieży Eiffla.





Została wybudowana w roku 1889 na Światową Wystawę. Potem, według planów, miała zostać rozebrana. Jej pomysłodawcą i konstruktorem był Gustaw Eiffel, który założył na górze obserwatorium meteorologiczne i w ten sposób uchronił swoje dzieło. W czasie I wojny światowej wieża była obiektem militarnym i służyła żołnierzom. Dzisiaj jest najbardziej obleganą paryską atrakcją. Na jej szczycie znajduje się restauracja, rozpościera się widok na cały Paryż.

1 września 2013

Ameugny, czyli prawdziwa burgundzka wioska


Ameugny. Powiedziałabym, że to taka typowa francuska wioska, położozna na wzgórzu, zamieszkana przez około 150 osób. Pomarańczowe, ceglane, niskie domeczki z kolorowymi okiennicami, pięknymi ogrodami z wielobarwną roślinnością. Kilka asfaltowych, wąskich uliczek. A wokół  cisza i spokój. Czasem tylko przejedzie jakiś samochód. Czasem jeden z mieszkańców wyjdzie porozmawiać z sąsiadem. W dzień dużo burgundzkiego słońca, błękitne niebo z białymi obłokami. W nocy piękne, gwieździste niebo. W lecie – soczysta zieleń, w zimie – białe płaty śniegu.

20 sierpnia 2013

Rysy, czyli wyżej w Polsce już się nie da!

Rysy to najwyższy szczyt w Polsce. Wznosi się na wysokość 2499 m n.p.m. (wierzchołek Polski), natomiast najwyższy wierzchołek (słowacki) na wysokość 2503 m n.p.m. Trzeci wierzchołek leży także po stronie słowackiej, jest najniższy – 2473 m n.p.m. Nazwa szczytu pochodzi zapewne od charakterystycznej rysy (żlebu) przecinającej wierzchołek.  Szczyt ten jest najwyższym w Tatrach, na który prowadzi szlak turystyczny. Rysy należą do Korony Gór Polski, Korony Tatr oraz Korony Europy.  Już od dłuższego czasu moim celem i marzeniem było wejść właśnie na ten szczyt. Teraz udało mi się zrealizować mój plan.


Szlak: czerwony
Cel: Rysy                
     
Na Rysy można dostać się w dwojaki sposób: albo szlakiem czerwonym od Morskiego Oka, albo szlakiem o tym samym kolorze jednak prowadzącym od strony słowackiej przez przełęcz Waga.
Jako że na czas pobytu w Tatrach byłam zameldowana w zakopiańskim pensjonacie, wybrałam opcję z Palenicy Białczańskiej przez Morskie Oko (1395 m n.p.m.), Czarny Staw (1580 m n.p.m.) oraz Bulę pod Rysami (2054 m n.p.m.).





Wyruszyliśmy rankiem, powiedziałabym że stosunkowo późno, bo ok. 6.40 z Palenicy. Jednak udało nam się podgonić czas na asfaltowej ścieżce, której szczerze nie lubimy i nie cierpimy. Jest po prostu nudna i dłuży się niemiłosiernie. Tak więc zamiast przepisowych 2h 20minut, nad Morskie Oko doszliśmy w 1,5h. Opłacało się być zaraz po 8 w rejonie schroniska – wszystko było takie świeże i wolne od turystów, którzy w późniejszych godzinach odwiedzają to miejsce tak samo licznie jak zakopiańskie Krupówki. Zdecydowaliśmy się jednak zrobić dłuższy odpoczynek przy Czarnym Stawie, gdzie panował jeszcze większy spokój, a góry były jakby bliżej …


Stamtąd już czerwonym szlakiem – kierunek Rysy. Początkowo obchodzimy Czarny Staw – od tej ‘drugiej’ strony wygląda o niebo lepiej! Potem ścieżka zaczyna już wić się zygzakiem w górę. Jest dobrze oznakowana, prowadzi po dość wysokich kamieniach, momentami dosyć wyślizganych (co dało się odczuć szczególnie przy późniejszym zejściu).  Do Buli pod Rysami, która znajduje się mniej więcej w połowie drogi, szlak jest zacieniony, dopiero potem idzie się w słońcu, a raczej pod słońce, które nie raz utrudnia widoczność szlaku i przygrzewa zanadto w głowę.


Od Buli pod Rysami powoli zaczynają się zatory – no cóż, jest słoneczny sobotni poranek, środek długiego weekendu – na Rysy ciągną tłumy ludzi. Zaczynają się sztuczne ułatwienia – łańcuchy. Na początku  jest ich niewiele, lecz pod koniec są one dosyć gęsto rozmieszczone. Ułatwiają przejście cięższych fragmentów, jednak powodują też zatory (szczególnie podczas schodzenia – trzeba minąć się z osobami wchodzącymi na szczyt, co bywa kłopotliwe).  Najcięższy jest ostatni fragment, tuż przed samym szczytem, kiedy wchodzimy na grań. Tam tworzą się już ogromne kolejki i trzeba wystać swoje zanim zdobędzie się upragniony szczyt i do tego  pokonać wąską półkę skalną (ubezpieczoną łańcuchem).






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...