24 marca 2014

Parę rzeczy na plecy, czyli o zawartości mojego plecaka

Pisałam już sporo o dniach spędzonych na górskim szlaku, o tym co widziałam, jak oceniam szlak, jakie były warunki atmosferyczne. Dzisiaj podejdę do tematu od innej – organizacyjnej – strony. A dokładniej rzecz biorąc – spakuję mój plecak. J



Kiedy jesteśmy w górach nieodłącznym elementem naszej wycieczki staje się tobołek niesiony na plecach, zwany plecakiem. Jedni wchodzą z prawie pustym, inni z wypchanym po brzegi, a są też i tacy, którzy w ogóle plecaka nie zabierają. Jeżeli wybieramy się na spacer wzdłuż Doliny Kościeliskiej zabranie plecaka może i nie jest  konieczne, ale idąc już w wyższe partie gór należy go mieć ze sobą. A co powinniśmy do niego spakować? Oto kilka rzeczy, które ja zawsze zabieram ze sobą.


1.       Przede wszystkim coś do picia – zalecam termos z herbatą z cytryną (nawet latem, w ciepłe dni!) lub wodę mineralną czy sok. Napój warto mieć gdzieś pod ręką i w miarę regularnie trzeba uzupełniać płyny. Nasz organizm traci dużo wody podczas wędrówki i niekoniecznie domaga się o jej niezwłoczne uzupełnienie. Sami więc musimy o to zadbać.


2.       Oprócz picia musimy mieć także i jedzenie. Tutaj każdy ma swoje pole do popisu, bowiem bierze się to, co się lubi. Ja zawsze mam kanapki (do których czasem przegryzę kabanosa), banana, czasami coś słodkiego w postaci batonika czy drożdżówki, suszone owoce (np. morele) lub mieszankę studencką (zostałam nią kiedyś poczęstowana na szlaku i od tamtego czasu często mam ją w plecaku). Bez gorzkiej czekolady raczej się nigdzie nie ruszę (czasem jedna kostka ma mnie zbawienny wpływ i dodaje energii!), często też mam ze sobą krówki, które zjadam w nagrodę za wejście na szczyt. Ot tak, dla przyjemności i wynagrodzenia włożonego wysiłku.  


3.       Kwestia odzieży. Nie zależnie od tego jaka jest pora roku i pogoda, czy jest słonecznie czy pochmurno, zawsze biorę ze sobą kurtkę przeciwdeszczową z kapturem, polar lub cieplejszą bluzę. Trzeba pamiętać o tym, że pogoda w górach lubi płatać figle. Im dłużą wycieczkę planujemy tym bardziej jesteśmy narażeni na jej kaprysy. Na górze może też dosyć mocno wiać i wtedy odpowiednia kurtka staje się niezbędna. Poza tym warto uwzględnić, że na górze jest o kilka stopni niższa temperatura. Ja zawsze zabieram też rękawiczki i czapkę (nawet w lato!). Rękawiczki mogą się przydać nie tylko takim zimnorękim jak ja, ale też na tych fragmentach trasy, gdzie są łańcuchy (w tym wypadku mogą to być rękawiczki bez palców).


4.       Latarka. Doświadczenie nauczyło mnie, że nawet jeśli planujemy wrócić przed zmierzchem do miejsca zakwaterowania to i tak trzeba zabrać ze sobą latarkę/czołówkę. Po pierwsze – różne rzeczy mogą się stać na trasie i nieoczekiwanie nasza wędrówka wydłuży się. Po drugie – oszacowany przez nas czas przejścia trasy może w rzeczywistości okazać się dłuższy. Po trzecie – będziemy mieli ochotę sami przedłużyć wędrówkę, a po co skazywać się na niepotrzebny stres powrotem bez światła, w ciemności? Ekrany telefonów komórkowych wcale nie są najlepszym źródłem światła, wierzcie mi. Kiedyś nas zastał zmrok w górach, nie mieliśmy latarki, ale na szczęście natrafiliśmy na turystów, którzy ją mieli. Dołączyliśmy więc do nich ciesząc się, że „jesteśmy uratowani”. Od tamtego czasu nie wyciągam czołówki z plecaka. Takie małe światełko, a jak cieszy i potrafi ułatwić życie, a przede wszystkim czyni nasze zejście bezpieczniejszym.


5.       Telefon komórkowy – też trzeba go mieć. Najlepiej z wklepanym numerem TOPRu. I najlepiej gdzieś pod ręką, a nie na dnie plecaka, tak aby w razie potrzeby można było łatwo go znaleźć i bezzwłocznie wezwać pomoc.


6.       Aparat. Ja jestem z tych, których określa się mianem „chińskiej wycieczki”. Pstrykam dużo zdjęć, chcę uwiecznić każdą chwilę i każdy moment. Czasami warunki w górach zmieniają się tak szybko, że zanim zdążę wyciągnąć aparat, mgła przykryje obiekt mojej fascynacji. Dlatego zawsze aparat też mam na wierzchu lub w futerale przewieszony przez ramię.


7.       Okulary przeciwsłoneczne. Potrzebne i latem, i zimą, a dla takich wrażliwookich jak ja to niezbędny element zawartości plecaka niezależnie od pory roku (jak widać na zdjęciach ja się z moimi wielkimi „muchami” nie rozstaję).  A propos słońca, warto też zaopatrzyć się w krem z filtrem i regularnie nakładać go na skórę w czasie słonecznego dnia (szczególnie latem i zimą).


8.       Nie potrafię obejść się bez pomadki ochronnej do ust. Dla niej zawsze mam miejsce w małej bocznej kieszonce. Innym artykułem kosmetycznym są oczywiście chusteczki higieniczne, można też zaopatrzyć się w mokre chusteczki. Plasterek też nie zajmuje dużo miejsca, więc  nie okaże się zbędnym ciężarem, a może okazać się przydatny. Zazwyczaj mam też ze sobą Ibuprofen, tak na wszelki wypadek. Pamiętam jak kiedyś, podczas podejścia na Rakoń tak okropnie zaczął mnie boleć kręgosłup, że ból był nie do wytrzymania i zażycie tabletki okazało się nieuniknione…


9.       Dokument tożsamości. Niekoniecznie dowód osobisty, ale jakiś dokument tożsamości mam w portfelu. Tak samo jak kilkanaście złotych na ewentualny posiłek w schronisku lub inne nieprzewidziane okoliczności. W portfelu mam też karę ICE oraz karteczkę z moją grupą krwi. Tak w razie W.


10.    Mapa. To podstawa. Nie wyobrażam sobie wyjścia w góry bez niej. I chociaż znam trasę wędrówki na pamięć to i tak zawsze ją mam ze sobą. Poza tym, lubię podszkolić swoje umiejętności w zakresie topografii terenu, więc na szczycie zawsze ją wyciągam i wnikliwie studiuję. Kiedyś nosiłam także przewodnik. Przydaje się on wtedy, kiedy nie znamy trasy, a nie wszystko przecież jesteśmy w stanie wyczytać z mapy poziomicowej.


11.    Warto także mieć jakiś woreczek na śmieci. W Parkach Narodowych nie wolno wyrzucać papierków gdzie popadnie, a na szlaku nie ma koszy na śmieci. Trzeba więc samemu zatroszczyć się o śmieci i włożyć je tymczasowo do plecaka.


12.    Kubek i własna herbata. To w wypadku, gdy planujemy zatrzymać się na posiłek w schronisku. Nie ma potrzeby przepłacać 4 czy 5zł skoro można wziąć swój kubek (ja mam taki plastikowy więc waży tyle co nic) i torebkę herbaty, a każdym schronisku jest przecież darmowy wrzątek. Za te zaoszczędzone 4zł można kupić sobie np. popularną w Tatrach szarlotkę lub też inny smakołyk. J


13.    Deszczak”. Tak, dokładnie taka nieznośna ortalionowa peleryna. Po pierwsze, bądź co bądź, dobrze chroni przed deszczem (chociaż tu mogłabym lekko polemizować, bo w ten płaszczyk nie przepuszcza powietrza więc w gruncie rzeczy człowiek zaczyna się okropnie pod nim pocić i też jest mokry… ale utrzymajmy wersję, że jednak chroni przed deszczem i jest naszym kołem ratunkowym). Ja jednak „deszczak” zabieram w jeszcze innym celu. Otóż zajmuje on niewiele miejsca w plecaku, a w czasie przerwy na posiłek jest doskonałym materiałem, żeby na nim usiąść. I ostatnimi czasy, do tego mi on właśnie służy. J


14.    W zimie – raki. Czuję się z nimi bezpieczniej i mam spokojniejszą głowę. Ułatwiają schodzenie, a czasem i podejście bez nich wydaje się nie do przejścia.


15.    Jak widać na załączonych obrazkach zabieram ze sobą też i wiernego przyjaciela Misia pluszaka, zgodnie z regułą „tam gdzie wzrok poniesie, wędrujemy razem”.


16.    I ostatnia, ale jedna z najważniejszych rzeczy, której nie pakuję co prawda do plecaka, ale też zabieram ze sobą to… uśmiech, pozytywna energia i chęć przygody. Bo bez tego to ani rusz!


A więc to właśnie znajduje się w moim plecaku kiedy wybieram się w góry na jednodniowe wycieczki. Czasem jest on do połowy pusty, czasem prawie pęka w szwach (tak, zdarza się… J ). Jednak dobrze jest iść i mieć świadomość, że najpotrzebniejsze rzeczy mamy na plecach (o ile oczywiście je spakujemy i o niczym nie zapomnimy). Osobiście, uwielbiam swój plecak i nie zamieniłabym go na nic innego! 



A zatem pakujmy plecaki i ruszajmy na szlak! 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

11 komentarzy:

  1. Miliony razy Ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: ja,, osoba nie lubiąca gór, po przeczytaniu Twoich górskich wpisów, mam ochotę kiedyś założyć plecak na plecy i powalczyć ze swoimi słabościami na górskim szlaku. Póki co wygrywa rozsądek i lenistwo, ale jeszcze kilka wpisów i Rysy Expedition 2014 staną się rzeczywistością...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moń, przecież i tak doskonale wiesz, że kiedyś i tak cię zmuszę, żebyś ze mną poszła w góry! Wtedy dopiero będziesz mogła powiedzieć jak bardzo ich nie lubisz. Albo... zaczniesz je lubić! I cieszę się, że Cię motywuję do wyjścia w góry! :)

      Usuń
    2. Górki są jak wirus. Jak już dopadną, trzymają i nie odpuszczą. :) I jest cudnie.

      Usuń
    3. Dokładnie tak! Wystarczy jedna chwila, żeby dostać bzika na ich punkcie, a potem to już przyciągają jak magnes! :)

      Usuń
    4. Oj to prawda, bardzo się tęskni za górami :)

      Usuń
  2. Co tam woda, prowiant, mapa...(!) Gdybym tak zapomniała zabrać ze sobą w góry aparat fotograficzny to chyba już na wstępie zapłakałabym się z rozpaczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale wyobraź sobie taką sytuację - jesteś na szlaku, piękna aura, zapowiada się niesamowity dzień, wyciągasz aparat, zaczynasz cykać zdjęcia, a tu nagle pada ci bateria.... to jest dopiero okropność! :)

      Usuń
  3. Praktyczny wpis! Uwielbiam Twoje zdjęcia z gór, uwielbiam! I chyba zmiany w szablonie, co? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Tak, (nie)wielkie zmiany w szablonie. Przydał się taki powiew nowości i świeżości na wiosnę! :)

      Usuń
  4. Po za tym super wpis :)
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...