Już od ponad roku marzył mi się kurs wspinaczkowy, generalnie
marzyła mi się sama wspinaczka. W końcu przyszedł ten moment. Długi weekend
majowy, wolne w szkole… idealny moment na kurs skałkowy! Bez chwili
zastanowienia zabukowałam sobie miejsce na kursie. Jechałam na niego w
sumie trochę w ciemno, bo nigdy wcześniej nie byłam nawet na ściance i nie
miałam zielonego pojęcia o wspinaczce. Ale w końcu po to poszłam na kurs, aby
się wszystkiego nauczyć i poznać tajniki tego sportu.
Kurs odbywał się w Górach Sokolich, więc niedaleko mojego
miejsca zamieszkania. Do schroniska przyjechałam rano, poznałam mojego trenera
i współuczestników zajęć, każdy z nas dostał tzw. „sprzęt osobisty”, potem
spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w teren. Zajęcia praktyczne zaczęliśmy od
zjazdów. Kiedy instruktor zaprezentował nam, co będziemy robić, zrobiłam
wielkie oczy i przeleciał po mnie dreszczyk strachu i przerażenia. I
zwątpienia. Jednak teoria „najtrudniejszy pierwszy krok” jest jak najbardziej
prawdziwa. I w tym przypadku ten pierwszy raz okazał się być dla mnie najtrudniejszą
barierą do przełamania. A potem to już z górki… wisząc na linie zjeżdżałam w
dół. I tak z każdą chwilą strach zaczął zamieniać się w niezłą frajdę.
Oczywiście kolejne schody zaczęły się przy pierwszej prawdziwej wspinaczce. Mój
pierwszy kontakt ze skałą był dla mnie chyba tak wielkim przeżyciem, że czułam
się jakbym była w transie – bo teraz zupełnie nie pamiętam tego momentu!
Łatwo obserwuje się
wspinaczy z dołu, wtedy wydaje nam się, że na skale jest tyle stopni, tyle
chwytów, tak łatwo iść do góry, Jednak kiedy jest się już w skale to wszystko
wygląda zupełnie inaczej…
Przez następne dni poznawaliśmy kolejne ‘wspinaczkowe’
zagadnienia, wiązaliśmy węzły, budowaliśmy stanowiska no i oczywiście
wspinaliśmy się na coraz to nowszych i trudniejszych drogach. Począwszy od dróg
o trudności III kończąc na V/VI. Udało nam się nawet wspiąć na Sokolik oraz
Krzyżną Górę. Niestety pogoda nie bardzo chciała z nami współpracować. Przez
pierwsze cztery dni kursu nie rozpieszczała nas, a wręcz przeciwnie – nieźle
dawała w kość. Było bardzo zimno (szczególnie w nocy!), pochmurnie, mgliście…
Skały były także zimne i mokre. Kontakt z nimi nie sprawiał aż takiej frajdy.
Piątego dnia od samego rana lało jak z cebra. I to był właśnie ten moment,
kiedy zdecydowaliśmy się przerwać kurs. Prognozy pogody nie były zbyt
optymistyczne, a tego dnia i tak byśmy niczego w plenerze nie zrobili. Zatem
daliśmy sobie godzinę czasu na spakowanie i pojechaliśmy na ściankę. Przyznam,
że wtedy właśnie byłam pierwszy raz na ściance. To naprawdę zupełnie inne
uczucie wspinać się w skałkach i wspinać się na ścianie. Niemniej jednak
wspinanie to wspinanie, więc było równie przyjemnie. Pozostałe dwa dni zajęć
zdecydowaliśmy przenieść na inny termin. Był w tym jeden duży plus – mogliśmy
się spotkać ponownie. I tym razem pogoda była bardziej łaskawa. Co prawda
temperatura powietrza nie powalała i chłodny wiatr łaskotał po plecach, to
jednak promienie słońca nas rozgrzewały.
Tak właściwie, zaczęłam się ostatnio zastanawiać dlaczego
właśnie ta wspinaczka? Skąd zrodził mi się w głowie taki pomysł? Bo szczerze mówiąc, to
już od ponad roku tak mnie coś ciągnie w tym kierunku, podświadomość
podpowiadała mi „ idź na kurs, idź na kurs…”. I dalej mam takie samo wrażenie.
Jakby skały przyciągały pewną część mnie. Ciekawe uczucie J.
A ja wiem dlaczego akurat taki kurs ;D I wiem, czyja pośrednio to była zasługa ;))
OdpowiedzUsuńZatem słucham Twojej teorii :)
UsuńKurczę, ja też nie raz myślałam o tym, czy by nie spróbować czegoś takiego. Jednakże ze względu na moją nie małą wagę nie dałabym chyba rady. Może kiedyś, kto wie. Jak na razie mimo wszystko nie odważę się. A ile taki kurs kosztuję?
OdpowiedzUsuńPodziwiam :)
Wpadnij do mnie czasem.
Pewnie, że wpadnę! :)
UsuńJeżeli chodzi o kurs, to naprawdę warto spróbować. Można na początku pokusić się o taki weekendowy kurs "pierwsze kroki w skale" i stwierdzić czy to jest to, czy może jednak nie. Cenowo sprawa nie wygląda zbyt kolorowo, bo jest to dosyć kosztowne przedsięwzięcie - kurs kosztuje tak ok. 700 zł.
Trzeba poszerzać swoje horyzonty :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i życzę powodzenia! :)
Trzeba, trzeba :) Dziękuję bardzo!
UsuńWspinaczka to fajna sprawa. Ja już jej trochę spróbowałam, tylko teraz nie zaglądam za często w skałki, bo nie mam butów wspinaczkowych haha :D Powodzenia życzę i oczywiście daj znać na blogu jak postępy :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie jestem na etapie kompletowania sprzętu, buty zdążyłam już kupić.
UsuńPewnie, że będę dawała znać co i jak. Dziękuję i pozdrawiam! :)