Kiedyś pisałam już o zielonych Czerwonych
Wierchach, a dzisiaj będzie o ... białych Czerwonych Wierchach. Nie mogę się
już doczekać białych ulic mojego miasta oraz ośnieżonych górek, w które
wpatruję się przez okno, dlatego póki co, wracam wspomnieniami do pewnego
białego górskiego dnia...
Opisując pewien górski, listopadowy poranek mogłabym zacytować "Aż
tu nagle pewnego rana cudna przemiana". Ledwie otworzyłam oczy,
podeszłam do okna i zobaczyłam, że na zewnątrz jest... biało. Tyle tylko, że
temperatura była dodatnia, więc już od samego rana śnieg zaczął topnieć a z
nieba leciało coś śniego-deszczo-podobnego.
Jednym słowem - była ciaparaja. Tak nas powitał poranek na Kalatówkach. Więc
wszystko, oprócz przymiotnika cudna by się zgadzało.
Cel: Czerwone Wierchy (2004 - 2096 -2122 m n.p.m.)
Szlaki: niebieski
– żółty – czerowny
–żołty – niebieski
Na szczęście zanim doszliśmy na Halę
Kondratową, mgła zdążyła ustąpić, opady ustały, temperatura była niższa i
utrzymywał się już śnieg. Dłużej nie zwlekając podjęliśmy kierunek: Przełęcz Kondracka i dawaj do góry pniemy
się niebieskim szlakiem, który na szczęście był już przetarty. Po godzinie
dochodzimy do przełęczy. Tam spotykamy 3-osobową grupkę, która przecierała nasz
szlak.