Góry zimą to dla mnie zupełnie inne góry niż latem. I bynajmniej
nie chodzi tylko o trudności techniczne, czy zwiększone niebezpieczeństwo - to
są sprawy oczywiste. Dla mnie, to właśnie dopiero zimą góry pokazują swój prawdziwy
majestat. Gdy przykryte są płatami śniegu, z którego wystają gdzieniegdzie czarne
skały. Taki widok budzi we mnie respekt. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, z
tego jak nic nieznaczącą istotą jest człowiek w obliczu gór. Ale wtedy też
czerpię największą radość z ich przemierzania, z tego, że mogę tam być.
O tym, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas zimową porą w
górach, co trzeba ze sobą zabrać na zimową wyprawę i o wszelkich innych
kwestiach organizacyjnych napiszę jednak innym razem. Dzisiaj skupię się raczej
na obrazie, nie na słowie. Jakoś tak się stało, że ostatnio bliższa jest mi
fotografia, a przelanie myśli na ‘papier’ i ubranie ich w słowa przychodzi mi
troszkę opornie. Bo czy tak naprawdę da się to wszystko opisać słowami? :)
To był jeden z bardziej wyjątkowych dni, jakiego zimą doświadczyłam
w Tatrach. Wybraliśmy się na Halę Gąsienicową przez Boczań, a następnie nad
Czarny Staw Gąsienicowy. Gdy byliśmy tam jesienią, wiał halny. Tym razem jednak
panowała wyjątkowa cisza i spokój. Po prostu… żyć nie umierać! Chwilo trwaj! :)
Wielki Kopieniec |