19 września 2014

Trochę barcelońskiej magii, czyli kolorowa fontanna

Ostatnio było dużo tekstu, mało zdjęć, a więc dzisiaj odwrotnie – mało słów, dużo obrazu. 
Bo czy da się to opisać słowami…?  To trzeba po prostu zobaczyć (najlepiej na żywo oczywiście)! 



Mowa o jednym z moich ulubionych miejsc w Barcelonie, czyli o Magicznej Fontannie u stóp wzgórza Montjuic. Spędziłyśmy tam dwa wieczory oglądając spektakularny pokaz kolorów, światła, muzyki i wody połączonych w jedną całość, tworzących ten „magiczny” nastrój. Tryskające, wielobarwne strumienie wody rozpryskujące się w powietrzu. Do tego muzyka. Na każdym spektaklu inna –  pop, rock, muzyka klubowa, poważna,  jazz, hity z bajek Disney’a, itd.  Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Jedyne co mi troszkę przeszkadzało to brak synchronizacji wodnych akrobacji z muzyką. Fontanna sobie, muzyka sobie. Niestety, jestem bardziej wymagająca w tej kwestii. 

11 września 2014

Barcelona z nieco innej strony, czyli nasza podróż od podszewki

Dzisiaj trochę Barcelońskich wspomnień, szczegóły naszego wyjazdu, tego, co nam w głowach wtedy siedziało i dlaczego wyszło tak, jak wyszło. Będzie dużo prywaty i subiekcji, dużo tekstu, mało zdjęć. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że nad Barceloną po prostu ciążyło jakieś Fatum.
Od samego początku, do samego końca.


Już przy kupowaniu biletów zaczęły się komplikacje. Kilkanaście prób dokonania przelewu zakończonych niepowodzeniem, lekkie podenerwowanie i cholerne cookies podwyższające cenę. Ostatecznie musimy kupić bilety osobno. Raz, dwa i jeden bilet w kieszeni. Po kilkunastu minutach drugi też był w kieszeni, tyle tylko, że nie w tej samej. Trzeba było przebukować jeden bilet. Robimy to od ręki i płacimy „podatek od głupoty”. Pół nocy zarwane, ale mamy bilety! Lecimy do Barcelony! Znowu ta fascynacja, że kolejna podróż w nieznane, że ciepła i słoneczna Hiszpania, że będzie należyty odpoczynek po maturach. Jakże krótko trwała ta nasza radość…

5 września 2014

Zakopane, nie ma przebacz!, czyli opowieści góralsko - ceperskiej ciąg dalszy.

Idąc za ciosem, po przeczytaniu książki Zakopane odkopane, sięgnęłam po kolejną publikację
P. Młynarskiej i B. Sabały-Zielińskiej. Zakopane nie ma przebacz! Na taki tytuł postawiły autorki sugerując, że czytelnik pozna ponure sekrety tego miasta. No i jakby nie było, po raz kolejny poznajemy miasto z zupełnie innej perspektywy.

Dla mnie od zawsze symbolem Zakopanego był Giewont górujący nad miastem. Jednak autorki widzą sprawę nieco inaczej, i z przekorą za symbol zimowej stolicy Polski uważają… dźwig
do bungee pod Gubałówką. Nie powiem, mi też to żelastwo tam przeszkadza. Jakoś tak nie pasuje
do krajobrazu, ale że najwyższy punkt w całym mieście, to ciężko go wzrokiem ominąć. Kto widział, ten wie.  

Góral, jak przystało na nasz polski naród, sprytny jest i obrotny, potrafi kombinować i przekręty robić. W różnych dziedzinach. I dutki skrupulatnie liczy, coby jak najwięcej zaoszczędzić. Do bitki zawsze i wszędzie chętny. I zawsze swego dopnie. Tak na przykład, przy budowie domu. Niby jakichś wytycznych musi się trzymać, ale jak przyjdzie co do czego, to tak przegada, że wszystko mu płazem ujdzie, a potem Zakopane wygląda jak wygląda. Efekt tego taki, że „Podhale samowolą stoi”. Według autorek, Podhale (pod względem architektonicznym) jest jednym z najbrzydszych miejsc w Polsce. I tu nieskromnie powiem, że co racja, to racja. Może nie najbrzydszym, ale też i nie pięknym. Piękne są pojedyncze domy, ale całemu zabudowaniu brak ładu i składu, nic się kupy nie trzyma. A w tym całym rozgardiaszu znajdziemy i góralskie safari na tle Tatr z okazami takimi jak słoń, żyrafa czy nosorożec.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...