30 lipca 2012

Taizé, czyli życie w prostym świecie (part 1)

Krótko o Taizé

Taizé to burgundzka wioska położona na południu tego rejonu. Znajduje się tam międzynarodowa wspólnota, gdzie przyjeżdżają ludzie z całego świata – ci młodzi i starsi, samemu, z przyjaciółmi czy z rodziną. Wspólnota została założona pod koniec pierwszej  połowy XX w. przez brata Rogera Schütza.  Od końca lat 50. XX wieku młodzi ludzie mogą tam przyjeżdżać i brać udział w cotygodniowych spotkaniach modlitewno-refleksyjnych. Wiele z nich podejmuje również pracę na rzecz wspólnoty. Najwięcej ludzi przybywa  tam w okresie wakacji – wtedy liczba osób waha się od ok. 3000 do nawet ok. 5000. Jednak do Taizé można zawitać kiedy tylko ma się ochotę.

Taize
Przy 'wjeździe' do wspólnoty
Pola słoneczników i nie tylko ... 

Jak wygląda dzień w Taizé?

Na dobry początek dnia, około godziny 8.15 odbywa się modlitwa poranna. Zaraz po niej jest śniadanie. O 12.20 ponownie modlitwa – tym razem południowa. Bezpośrednio po niej następuje obiad. Około godziny 17.15 pora na herbatkę i coś słodkiego. Około godziny 17.45 od poniedziałku do piątku (w soboty o 15.15) odbywają się też spotkania tematyczne. O 19.00 kolacja. Po posiłku, czyli około 20.30 ma miejsce ostatnia już modlitwa, czyli ta wieczorna. Po niej większość młodych ludzi udaje się do Oyaka głównie po to, aby kupić coś do picia czy przekąszenia, a potem pobawić się trochę z innymi zaprzyjaźnionymi osobami słuchając gitary lub grając w grupowe gry. Oyak zamykają ok. 23.30 i wtedy następuje też cisza nocna. Należy więc udać się albo do miejsca, gdzie jest się zakwaterowanym, albo do kościoła.

Oyak nocą

Wieczorne zabawy i śpiewy w Oyaku

13 lipca 2012

Za plecami męża, czyli kulisy życia Danuty Wałęsy w książce pt.”Marzenia i tajemnice”


Zaczęły się wakacje, a przeprowadzka już w miarę ogarnięta. W międzyczasie wpadła mi ręce książka Danuty Wałęsy „Marzenia i tajemnice”. Wydawałoby się, że jest ona niezmiernie długa, bo ponad 500 stron, jednak czyta się dobrze i bardzo szybko. Ponadto jest ona wypełniona fotografiami z życia rodziny Wałęsów. Miłe oderwanie od ciągłego tekstu.

O czym jest książka?

Książka jest swojaką autobiografią Pani Danuty. Opowiada ona historię własnego życia. Zaczyna od dzieciństwa spędzonego na wsi - w Krypach na Mazowszu, w wielodzietnym, ubogim domu. Jako młoda dziewczyna chciała być chłopakiem. Lubiła chodzić po drzewach, psocić, czasem coś zbroiła – a to przystawało tylko chłopcom. Jej odwiecznym marzeniem było wyrwać się z tamtej wioski. Mając dziewiętnaście lat (1968r.) to marzenie spełniła – wyjechała do Gdańska i tam już została. Jak to mówi – tam narodziła się na nowo.

Mieszkała chwilę u jednej ciotki, potem u drugiej. Pracując jako kwiaciarka poznała swojego przyszłego męża – Lecha Wałęsę. Rok później, w listopadzie ’69 młodzi pobrali się. Na początku świeżo upieczone małżeństwo mieszkało osobno – pani Danuta u cioci, a pan Lech na kwaterze w stoczni. Po pewnym czasie dostali pokój w kamienicy, w dzielnicy Siedlce. Panowały tam niezwykle ciężkie warunki, więc po niespełna roku ponownie przeprowadzili się. Potem narodziło się ich pierwsze dziecko – Bogdan (1970r.). Wkrótce nastąpił pamiętny grudzień ’70 i strajki w stoczni Gdańskiej. Lech Wałęsa został aresztowany. Pni Danuta pisze o tym, co wtedy czuła. Była spokojna, przyjęła rzeczywistość bez większych emocji, nie zrobiła ona na niej większego wrażenia. Według niej lata siedemdziesiąte to najlepszy czas dla ich rodziny, bo byli wtedy razem i tworzyli prawdziwe ognisko domowe. W 1971r. odbywa się kolejna przeprowadzka – do hotelu stoczniowego. 1972r. – rodzi się drugi syn, Sławek; Stogi stają się nowym domem rodziny. Półtorej roku później rodzi się trzeci syn – Przemek.  1976r. – ostatni syn, Jarek, przychodzi na świat.


Pani Danuta pisze o tym, że nigdy nie dostali z mężem niczego za darmo - pomału wszystkiego się dorabiali. Mniej więcej od końca lat siedemdziesiątych wszystkie ruchy Wałęsów były obserwowane  przez esbecję (SB – Służba bezpieczeństwa). Sytuacja pogorszyła się w latach osiemdziesiątych – pojawiły się podsłuchy w telefonach, śledzenie, przeszukania. 1978r. – narodziny pierwszej córki, Magdy. Potem nadszedł pamiętny i jakże brzemienny w skutkach sierpień ’80.  Rozpoczęły się strajki w stoczni Gdańskiej, które rozsławiły osobę Lecha Wałęsy – wybawiciela narodu. Jak w przeszłości, tak i w tym momencie Danuta nie była poinformowana przez męża o planowanym strajku. Zresztą matka miała na głowie kolejne małe dziecko – tym razem kolejną córeczkę – Anię.



 Krótko po wydarzeniach sierpniowych przyszedł czas na przymusową tym razem przeprowadzkę na Zaspę. Tutaj pani Danuta opowiada ciekawa historię związaną z fryzjerką, do której się udała – ma to związek z pogłoskami jakie panowały na temat państwa Wałęsów. A dokładnie tego, co wtedy o nich sądzono i jakie plotki chodziły można się dowiedzieć czytając tę książkę. 

Pod koniec roku 1980 rozpoczynają się w nowym mieszkaniu tajne spotkania Solidarności i niemiła postawa pani Walentynowicz wobec Lecha Wałęsy. Rok 80 to dla pani Danuty również okres uniezależnienia się od męża, usamodzielnienia. Nauczyła się ona wtedy polegać na samej sobie. Ponownie narodziła się na nowo.
Rok po tym, jak Karol Wojtyła został papieżem odbyła się pierwsza jego pielgrzymka do Polski. W czasie jej trwania doszło do spotkania Jana Pawła II z rodziną Wałęsów. Pani Danuta opisuje swoje odczucia w czasie tej wizyty Ojca Świętego, oraz wspomina też inne spotkania z papieżem. Mówi, że każde z nich było inne, wyjątkowe, ale tak samo ważne.



Nadchodzi grudzień 1981r. Dwunastego dnia tego miesiąca Lech Wałęsa został aresztowany. Przez prawie rok nie było go w domu. Co jakiś czas pani Danuta mogła odwiedzać męża, który jak mówiono był w ‘złotej klatce’ – wszystkiego miał pod dostatkiem (oczywiście poza wolnością). Lech Wałęsa nie został nawet zwolniony z aresztu na czas chrzcin jego kolejnej córki – Marii  Wiktorii. Stan wojenny był też jednym z nielicznych okresów w życiu Danuty Wałęsy, kiedy udzielała się ona publicznie i medialnie. Nadchodzi rok 1983. Lech Wałęsa ma dostać Nagrodę Nobla. Do odebranie tego trofeum oddelegowuje swoją żonę.
I tak w dalszym ciągu upływają lata osiemdziesiąte. Rodzi się ostatnie dziecko – córka Brygida. W 1989r. państwo Wałęsowie przyjmują w swoim domu prezydenta Busha z żoną. W tym samym roku Danuta zakłada fundację „Sprawni Inaczej”.



W końcu nadchodzi rok 1990 i wybory prezydenckie. Mąż nie poinformował pani Danuty o zamiarze kandydowania. 22.12.1990 nastąpiło zaprzysiężenie Lecha Wałęsy na Prezydenta naszego kraju. W drugiej turze wyborów wygrał on pojedynek z Tymińskim. Jako prezydent Lech Wałęsa musiał opuścić Gdańsk i zamieszkać w Warszawie w Belwederze. Danuta z dziećmi została nad morzem. Nigdy nie polubiła stolicy.



O kulisach tej prezydentury, o obowiązkach jako żona prezydenta, o podróżach i zmianach jakie zaszły w rodzinie opowiada Danuta Wałęsa w swojej książce. Opisane są też kulisy przegranych wyborów prezydenckich Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim. Nie brakuje również opinii o osobach, które stanęły na drodze państwa Wałęsów – ich przyjaciół i wrogów.

Krótko podsumowując

Przez wiele lat Danuta Wałęsa podporządkowywała się mężowi, mówiła sobie, że tak ma być, że tak trzeba. Mąż rzadko kiedy informował ją o ważnych sprawach, prawie w ogóle nie pytał o opinię. To ona opiekowała się dziećmi. Cała rodzina była na jej głowie. Ona sama nieczęsto wypowiadała swoje zdanie. Niewątpliwie charakteryzuje się wytrwałą i szczerą wiarą w Boga. Czuje się samotna, ale przywykła do tego. W pewnym momencie uniezależniła się od męża. I dzięki temu podołała i osiągnęła sukces w sowim życiu.


Co jeszcze w książce?

Na końcu książki znajduje się wywiad z Bogdanem i Magdą – najstarszym synem i córką Wałęsów. Opowiadają oni o dzieciństwie, swoich wspomnieniach i  uczuciach. Najbardziej zaintrygowały mnie wypowiedzi odnośnie traktowania ich przez rówieśników. Życie z nazwiskiem Wałęsa wcale nie było dla nich łatwe. Byli narażeni na ciągłe przezwiska, czy traktowanie ich z dystansem. Jeżeli coś osiągnęli, to mówiono, że tylko ze względu na nazwisko. Cóż za absurd…!
Książka zawiera także historie i wspomnienia dotyczące Danuty Wałęsy i jej rodziny. Opowiadają je osoby zaprzyjaźnione z ich domem, oraz te, które miały okazję ich poznać. 

Warto czy nie warto przeczytać?

Według mnie warto przeczytać tę książkę. Myślę, że ujawnia fakty, które interesują nas wszystkich, pokazuje kulisy życia prezydenta i jego rodziny. Wreszcie pokazuje realia życia w PRL-u i walki o niezależną Polskę. Można ją traktować jako swojakie źródło historyczne. Oczywiście książka jest pełna subiektywnych ocen i opinii, w końcu jest autobiograficzna. Pokazuje historię elektryka stoczni gdańskiej, który zostaje prezydentem. Jeśli zagłębimy się w te opowieści, pojawi się wiele refleksji na różne tematy, ale oczywiście najwięcej dotyczących organizacji polskiej polityki. 



8 lipca 2012

Wysoko na wschodzie, czyli witaj Tarnico

W ostatnie wakacje udało mi się zaliczyć kilka szczytów w Tatrach i Sudetach. Do pełni szczęścia brakowało wyprawy w Bieszczady, a szczególnie na Tarnicę. Próba zdobycia tego szczytu nie powiodła się w październiku, ze względu na okropną pogodę. Udało się dopiero w maju tego roku. Świeciło słońce i była piękna pogoda więc wybraliśmy się w te południowo - wschodnie rejony Polski.

Tarnica

Samochodem dojeżdżamy do Wołosatego. O dziwo, za parking nic nie płacimy  – nie ma pana parkingowego. Kupujemy bilety wstępu ( 6,80 zł normalny; 3,40 zł ulgowy). Udajemy  się niebieskim szlakiem w kierunku Przełęczy Krygowskiego(Sidło). Według tabliczki czas wyprawy wynosi ok. 2h15min. Na początku szlak był niemal pusty (weźmy pod uwagę czas wyprawy - koniec maja). Ten wiódł otwartą przestrzenią po stosunkowo płaskim terenie. Dopiero po ok. 30 min. zaczyna się leśna, czasem kamienista, dróżka, która monotonnie wiedzie nas przez jakieś 50 min łagodnie w górę. Tam jest już więcej turystów, a w szczególności dużo wycieczek (szkolnych). W końcu las kończy się i odsłaniają się piękne widoki na wzgórza dookoła. Teraz już tylko jakieś 15-20 min do Przełęczy – idzie się po kamiennych schodach , cały czas w górę - kosztuje to trochę wysiłku. Przełęcz Krygowskiego jest usytuowana na wysokości  1275m.n.p.m. i kiedy już się tam znaleźliśmy, to strasznie wiało. Stamtąd już tylko jakieś 15-20 min żółtym szlakiem na szczyt.

Szlak na Tarnicę, a w tle ten właśnie szczyt


Na  Tarnicy (1346m.n.p.m.) odpoczywamy chwilę,  i jak zawsze mała przekąska – kanapeczki. Pogoda zaczyna się psuć. Nadciągają chmury. Zaczyna kropić deszcz. Po chwili zmienia się w malutki grad. Zrywa się wiatr. Jest przeraźliwie zimno – szczególnie w dłonie (zapomniałam wziąć rękawiczek!). Ruszamy w drogę powrotną. Do przełęczy dalej okropnie wieje i z lekka pada deszcz. Dopiero za przełęczą pogoda się polepsza i znów zaczyna świecić słońce. W naszych planach była trasa czerwona z Przełęczy przez Halicz, do Wołosatego. Jednak ze względu na niepewny stan pogody i późną godzinę (było ok. 16.00, a przejście czerwonym szlakiem zajęło by ok. 3-4h) zdecydowaliśmy wrócić tą samą  trasą.  Po około 1,5 h byliśmy znów w Wołosatym.



Moja opinia

Zdobyć Tarnicę może niemalże każdy z nas. Ścieżka technicznie nie jest trudna, raczej łagodna i dosyć przyjemna. Od momentu kiedy wychodzimy z lasu rozpościerają się piękne widoki, a przed sobą cały czas widzimy cel wyprawy – krzyż na szczycie. Zdecydowanie polecam tą trasę. Jest dokonała nawet na jednodniowy wypad w góry.  Na Tarnicę prowadzi też czerwony szlak z Ustrzyk Górnych, bądź również czerwony z Wołosatego (przez Halicz). 


Zdjęcia

W trakcie drogi na Tarnicę

Szlak 

Przełęcz Krygowskiego

Na szczycie Tarnicy
Krzyż na Tarnicy


Widok z Tarnicy
Widok z Tarnicy


Wejście na Tarnicę


4 lipca 2012

Pora na podróżo-głoda, czyli Krynica w roli głównej

Był kolejny pogodny dzień, a w szkole nudy, więc zrodził się pomysł na następną wycieczkę – tym razem do Krynicy.  Tak więc rankiem spotkaliśmy się na tarnowskim dworcu PKP i po jakichś 3,5h byliśmy już w Krynicy. O dziwo bilet wyniósł nas bardzo tanio – 17zł w dwie strony (bilet szkolny - 37% ulgi). Na miejscu byliśmy ok. 11.15. Z dworca udaliśmy się na główny deptak krynicki. Po drodze minęliśmy między innymi Stare Łazienki Mineralne. 

Stare Łazienki Mineralne
Weszliśmy do pijalni wód, która swoją drogą jest niezwykle duża i przystrojona niezliczoną ilością kwiatów i innych roślin. Jednak na mnie osobiście nie zrobiła pozytywnego wrażenia. Na parterze budynku znajduje się też niewielki pasaż handlowy z pamiątkami, pocztówkami i innymi drobiazgami. Kiedy wyszliśmy z pijalni naprzeciwko siebie mieliśmy restaurację mieszczącą się w Starym Domu Zdrojowym. Następnie udaliśmy się dalej deptakiem w stronę kolejki na Górę Parkową.
Szło się bardzo sympatycznie, deptak nie był bardzo zaludniony, było spokojnie. Pogoda też nie najgorsza – niebo nieco zachmurzone i jakieś 25 stopni, więc upału wielkiego też nie było. Następnym punktem wycieczki była właśnie Góra Parkowa. 

Kolejka na Górę Parkową

Na początku planowaliśmy iść na nogach, ale ze względu na ograniczenie czasowe wybraliśmy szybszą wersję – kolejka. Bilet ulgowy w dwie strony kosztował 9zł, a normalny 12zł. Jakieś 3-4min i już byliśmy na szczycie.  Tam spędziliśmy chwilkę – zdjęcia i podziwianie widoczków, jak zawsze. Mnie osobiście widoki z Góry Parkowej jakoś specjalnie nie zachwycają, ale nie można powiedzieć, że nie są satysfakcjonujące. Na tym wzgórzu znajduje się też nie lada rozrywka – szczególnie dla dzieci, ale nie tylko! – zjeżdżalnie – tak zwane Rajskie Ślizgawki. Oprócz tego są tam również budki z pamiątkami oraz restauracje. Pokręciliśmy się tam jeszcze sekundkę, a potem już wagonikiem na dół. Ciekawostka – wagoniki są oryginalne jeszcze sprzed II wojny. 

Z dolnej stacji kolejki udaliśmy się dalej główną drogą do Muzeum Zabawek. Ten punkt programu był zupełnie nieplanowany – nawet nie mieliśmy pojęcia, że takowe muzeum znajduje się w Krynicy. Mieści się ono w Nowych Łazienkach Mineralnych. Bilet ulgowy wyniósł nas kolejne 7zł. Ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć,  że było warto. W zbiorze tego muzeum znajdują się zabawki z różnych okresów – te którymi bawili się nasi dziadkowie, i te którymi bawiliśmy się my.  Zbiór jest dosyć pokaźny, a zabawki naprawdę urocze. Aż zapragnęliśmy wrócić do czasowi beztroskiego dzieciństwa i zabawić się tymi zabawkami. W podobnym muzeum nie byłam jeszcze nigdy, i nawet nie słyszałam o nim, więc może dlatego tak bardzo mi się podobało. Oprócz zabawek atrakcję stanowi również małe pomieszczenie – klasa szkolna  z lat PRL-u.  Stare ławki i mapy, liczydło, czarna tablica a ponad nią portrety W.Gomółki i J.Cyrankiewicza. Myślę że ówczesna rzeczywistość oddana w 100%.

PRL-owska klasa szkolna

Z muzeum udaliśmy się na obiad do pobliskiej restauracji. Stamtąd planowaliśmy pojechać na Jaworzynę.  Była godzina  14.15 kiedy zjawiliśmy się na przystanku czekając na jakiegokolwiek busa. Przyjeżdża jeden, drugi, trzeci, ale żaden z nich nie jedzie na Jaworzynę. Zbliża się 14.30. Stwierdzamy, że jeśli zaraz coś nie nadjedzie to będziemy łapać stopa (ze względu na niezbyt długi czas, jaki nam pozostał do pociągu). Jedzie kolejny bus – nasza ostatnia nadzieja. Okazuje się, że dojeżdża on pod samą stację kolejki na Jaworzynę. Płacimy jedyne 2zł od osoby i po ok. 10-15 min jesteśmy pod dolną stacją kolejki.


Dolna stacja kolejki na Jaworzynę Krynicką

Kupiliśmy bilety – w dwie strony ulgowy 18zł normalny 23zł. Wsiedliśmy do wagonika i w górę! Wjazd trwa dobre 10min i w czasie jego trwania można podziwiać widoki – szczególnie te za nami.  Z góry też widać miasto i inne wzniesienia w okolicy. Na szczycie znajdują się również różne restauracyjki. Nie trzeba tu koniecznie wyjeżdżać kolejką – można wejść na nogach. Prowadzą dwa szlaki – czerwony i czarny.

Górna stacja kolejki na Jaworzynie Krynickiej

Pobyliśmy chwilę na szczycie, a kiedy pogoda zaczęła się psuć i był już najwyższy czas do odjazdu,  żeby zdążyć na pociąg, zapakowaliśmy się do wagonika i na dół. Kolejne 10 min w powietrzu. Potem już tylko do PKS-u i na dworzec PKP. W międzyczasie rozszalała się burza. Ale my już pociągiem wracaliśmy do domu. Więc poszczęściło nam się z pogodą!   : )

Peron 2 na dworcu PKP w Krynicy

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...