Mając do dyspozycji rower znajomych, którym udało się przywieść "sprzęt" do Taize, kilka razy skorzystałam
z okazji aby zwiedzić okolice. Pewnego dnia na rowerze wybrałyśmy się do
Cormatin – miasteczka oddalonego ok. 4 km od Taizé. Po drodze mijaliśmy wiele osób udających się tam na nogach, można tam też dotrzeć autobusem. W Cormatin znajduje się
zamek Chateau de Cormatin z pięknymi ogrodami – niestety nie byłam w nim jeszcze. Tym razem tylko
podziwiałam francuskie uliczki i piękne, ceglane, kolorowe budyneczki. Miłe oderwanie od
codzienności w Taizé.
Uliczka w Cormatin |
Kościół w Cormatin |
Ponownie ulica w Cormatin |
Inna rowerowa ścieżka zaprowadziła nas do jeszcze mniejszej niż Taizé
wioski Chazelle. Znajduje się tam stary,
średniowieczny kościół z XII w. oraz ponownie szereg czerwono-pomarańczowych,
charakterystycznych francuskich domeczków.
Domki w Chazelle |
Kościół w Chazelle |
Uliczka w Chazelle |
Ostatnia rowerowa przejażdżka to ta, w kierunku pola słoneczników. Blisko Taizé
jest ich naprawdę dużo. Oczywiście trzeba tylko wybrać się tam w czasie ich zakwitu. :)
Warto dodać, że stan dróg we Francji jest naprawdę bardzo dobry (nawet tych prawie polnych dróżek, które również są pokryte asfaltem) i jeździ się wygodnie.
Warto dodać, że stan dróg we Francji jest naprawdę bardzo dobry (nawet tych prawie polnych dróżek, które również są pokryte asfaltem) i jeździ się wygodnie.
Na wycieczkę do Cluny wybrałyśmy się już autobusem – to nieco dalej od Taizé (około 10km). W Taize znajduje się przystanek skąd odjeżdżają autobusy - rozkład również jest wywieszony. Cena biletu do Cluny to 1.50 euro w jedną stronę, a czas przejazdu to jakieś 10 minut. Muszę przyznać, że Cluny to bardzo urokliwe miasteczko. Jego największym zabytkiem są pozostałości po romańskim opactwie benedyktynów założonym na początku X w. Przed zbudowaniem Bazyliki św. Piotra w Rzymie, świątynia w Cluny była największą w Europie.
Jednak na początku XIX w. większość opactwa uległa
zniszczeniu. Do dzisiaj zachowała się tylko niewielka część – południowe ramię
transeptu, dzwonnica i fragmenty zabudowań klasztornych. Pozostałe budowle w
mieście też są imponujące – może dlatego, że mają taką unikalną strukturę i
architekturę, której w Polsce ujrzeć nie można. Poza tym była to moja pierwsza
wizyta we Francji, więc może dlatego tak bardzo mnie to wszystko fascynowało.
Część opactwa, która pozostała do dzisiaj |
Po zwiedzeniu opactwa (co ważne – zwiedzałyśmy je za darmo - we Francji wstęp do większości muzeów jest dla studentów z UE bezpłatny) przyszedł czas na
zakup prawdziwych francuskich wyrobów – croissanta z malinami. Naprawdę
wyborny! A na kolację coś równie smacznego, prostego i francuskiego – bagietka,
serek, pomidor. Gdzie jak gdzie, ale taki specjał we Francji smakuje najlepiej.
W Cluny udałyśmy się także do supermarketu, aby kupić coś i przywieść do kraju.
Ja zakupiłam kilka paczek ciastek i tarty – to czego nie ma u nas. Dziewczyny
kupiły też wino, musztardę i inne rarytasy. I tak oto nasza wycieczka się
zakończyła.
A propos alkoholu – nie można posiadać go na terenie
wspólnoty. Butelki należy zostawić w wyznaczonym punkcie w La Morada i odebrać
dopiero przed wyjazdem. W Oyaku można kupić szklankę piwa i lampkę wina, jeśli
ktoś ma na to ochotę. :)
Park ciszy i średniowieczny kościółek
Na terenie Taizé znajduje się naprawdę przepiękny park
z dwoma jeziorkami. Nazywa się on Parkiem Ciszy. I rzeczywiście obowiązuje w
nim cisza. Nie wskazane są rozmowy, nawet szeptem. To jest miejsce gdzie każdy
może pobyć sam ze sobą w ciszy, w otoczeniu pięknej natury. Warto pójść tam z
kocem i książką chociaż na chwilę. Z "centrum wioski" idzie się ok. 5-10 min. Najlepiej iść tam w niedzielę - wtedy na górze, we wiosce jest zamieszanie, ludzie chodzą z walizkami, jedni przyjeżdżają, inni odjeżdżają - jest niezły rumor i zamieszanie. A w parku mało ludzi, cisza, spokój ... Czegoż więcej trzeba? : )
Park ciszy |
Oprócz tego, w Taizé mieści się także stary, zabytkowy, średniowieczny kościół. Z zewnątrz wygląda dość przyjemnie, jednak w środku jest surowy (jak przystało na styl romański). Nieopodal tego kościółka znajdują się również groby zmarłych z okolicy, a także grób brata Rogera.
Kościółek w Taize |
Olinda
Olinda to miejsce, gdzie w ciągu dnia przebywają rodziny z dziećmi. Do południa dzieci bawią się tam pod opieką animatorów (czyli osób z wioski, które zapisały się właśnie do tej pracy). Po południu odbywają się zajęcia z bratem, przedstawienia i inne atrakcje.Międzynarodowe spotkania
Co roku w okresie noworocznym organizowane są spotkania na
podobieństwo tych w Taizé. Mają one miejsce w różnych europejskich miastach. W
2009r. takie spotkanie odbyło się w Polsce – w Poznaniu. Dotychczas byłam na dwóch europejskich spotkaniach - w Rzymie oraz Strasburgu.
Za co tak polubiłam Taizé?
Lubię Taizé po prostu za całokształt. Wszystko
komponuje się ze sobą i wpływa na jedyną i niepowtarzalną atmosferę i specyfikę
tego miejsca. Jest jednak kilka rzeczy, które polubiłam najbardziej. Jedną z
nich jest na pewno niebo widziane nocną porą, wypełnione
tysiącami gwiazd. Uwielbiałam wracać nocą do mojego pokoju, gdy przed sobą
widziałam Wielki Wóz. Lubiłam też chodzić późnym wieczorem do
kościoła, żeby napisać wspomnienia z danego dnia w pamiętniku i popatrzeć na to,
co inni robią w tym czasie w kościele, posłuchać jak śpiewają pieśni, pozbierać
myśli. W końcu kocham prostotę życia tam. Człowiek nigdzie nie musi się
spieszyć, nigdzie nie goni, wie, że jak zaczną bić dzwony to powinien się
zbierać na modlitwę, wie, że zaraz potem ma posiłek, a po posiłku robi to czy
tamto. I tak w spokoju i radości upływają kolejne dni we wspólnocie. Bez
telewizji, bez Internetu (co prawda są tam dwa komputery, ale ja nie czuję aż takiej potrzeby, aby z nich korzystać), bez problemów. Oprócz tego, ludzie, których się tam
spotyka dają tak pozytywną energię, że gdybym nawet chciała być zła czy smutna,
to bym nie mogła, bo oni od razu wywołują uśmiech na twarzy i przywołują pogodę
ducha. Wystarczy jeden uśmiech, czasem spojrzenie i czuje się tą pozytywną
energię od nich bijącą. Ponad to, to "papkowate" jedzenie – wbrew pozorom bardzo
dobre (no, może poza niedzielnymi posiłkami!) – to wszystko to, za co naprawdę
kocham to miejsce. I wiem, że za rok tam wrócę. Znowu i znowu.
Co daje Taizé i co się zmienia po powrocie?
Myślę, że Taizé każdemu daje co innego. W trakcie
pobytu zadałam sobie pytanie: jakie jest Taizé? A pod koniec odpowiedziałam:
dla każdego jest inne. Każdy musi je odkryć sam. Dlatego też dla każdego ma ono
inne znaczenie, każdy ma tam inne przeżycia, poznaje innych ludzi.
Jednak myślę, że każdy z nas przywiezie ze sobą pełnię energii i optymizmu, nawiąże tam wiele znajomości, poukłada chociaż trochę swoje sprawy. Myślę, że też po pobycie tam zmieni się trochę światopogląd – postrzeganie wielu spraw, podejście do życia. Przynajmniej we mnie się coś zmieniło. Czuję taki spokój, opanowanie, optymizm. Taizé nauczyło mnie tego, że ważne jest podejście do innych ludzi – to pozytywne i otwarte, bezproblemowe.
Kiedy wracam potem do domu następuje zderzenie z rzeczywistością, ze światem pełnym problemów i nieporozumień. I minie kila dni zanim znów się przestawię na tą codzienność. Choć zawsze wtedy myślę sobie czy nie można inaczej? tak prościej, bez komplikacji? Bo Taize pokazuje, że można tak żyć. Szkoda, że tylko przez chwilę.
W tracie dyskusji w grupach padło pytanie co chcielibyśmy wynieść, zapamiętać z tego miejsca. Wielu z nas odpowiedziało, że właśnie tą prostotę w nawiązywaniu kontaktów, to duchowe uporządkowanie, spokój i uśmiech.
Moja znajoma powiedziała mi, że spotkała tylko jedną osobę, która nie była zadowolona z pobytu w Taizé. Wszyscy inni zafascynowali się tym miejscem i kto był tam raz, powracał ponownie.
Jednak myślę, że każdy z nas przywiezie ze sobą pełnię energii i optymizmu, nawiąże tam wiele znajomości, poukłada chociaż trochę swoje sprawy. Myślę, że też po pobycie tam zmieni się trochę światopogląd – postrzeganie wielu spraw, podejście do życia. Przynajmniej we mnie się coś zmieniło. Czuję taki spokój, opanowanie, optymizm. Taizé nauczyło mnie tego, że ważne jest podejście do innych ludzi – to pozytywne i otwarte, bezproblemowe.
Kiedy wracam potem do domu następuje zderzenie z rzeczywistością, ze światem pełnym problemów i nieporozumień. I minie kila dni zanim znów się przestawię na tą codzienność. Choć zawsze wtedy myślę sobie czy nie można inaczej? tak prościej, bez komplikacji? Bo Taize pokazuje, że można tak żyć. Szkoda, że tylko przez chwilę.
W tracie dyskusji w grupach padło pytanie co chcielibyśmy wynieść, zapamiętać z tego miejsca. Wielu z nas odpowiedziało, że właśnie tą prostotę w nawiązywaniu kontaktów, to duchowe uporządkowanie, spokój i uśmiech.
Moja znajoma powiedziała mi, że spotkała tylko jedną osobę, która nie była zadowolona z pobytu w Taizé. Wszyscy inni zafascynowali się tym miejscem i kto był tam raz, powracał ponownie.
Moje odczucia i opinia
Osobiście czuję, że ten pobytu w Taizé był dla mnie bardziej
rekreacyjny, niż duchowy. Może jak na pierwszy raz to dobrze. Poznałam to
miejsce, zasady tam panujące, jego specyfikę, ale nie zagłębiałam się dokładnie
w jego istotę. Zrobię to za rok. Jednak z wielu innych względów ten wyjazd był
dla mnie bardzo wyjątkowy. I rzeczywiście udało mi się poskładać do kupy wiele
spraw i pozbyć się kilku problemów i zmartwień. Ten czas spędzony sam na sam ze swoimi myślami był mi potrzebny. Zmieniło
się też nieco moje patrzenie na wiarę – choć ani nie stałam się bardziej
religijna, ani mniej. Po prostu patrzę inaczej. Myślę, że głównie dlatego, iż
był to mój pierwszy raz tam. To wiąże się z silnymi przeżyciami, nowymi doznaniami,
których było co nie miara. A co jeszcze zyskałam dzięki temu, to się okaże, to
przyjdzie z czasem. Ten tydzień spędzony
tam minął niezwykle szybko. Każdy dzień wydawał się taki sam, a jednak był
wypełniony innymi barwami, a przez to jedyny i niepowtarzalny. Właśnie takie
było moje pierwsze Taizé.
Bardzo bliskie mojemu sercu. Bardzo.
OdpowiedzUsuńPs. Piekne słoneczniki :)